Reklama

"Cudem uszliśmy z życiem!"

Zauważyliśmy dym...

Pożar wybuchł w nocy z 9 na 10 grudnia. O 4 nad ranem straż pożarną zaalarmowała rodzina, która mieszka za ścianą baraku, w którym rozprzestrzeniał się ogień. - Cała nasza rodzina była tej nocy w domu. O 4 nad ranem zobaczyliśmy biały dym w pokoju i zobaczyliśmy, że płonie jedna ze ścian w pokoju - relacjonują Małgorzata Grygiel i jej córki. - Ogniem zajęta była cała ściana, zaczęło się palić również łóżeczko, w którym spało moje ośmiomiesięczne dziecko. Gdybym tego w porę nie zauważyła, nie wiem do jakiej tragedii mogłoby dojść. A paliły się już nogi od łóżeczka - mówi córka pani Małgorzaty, która mieszka wraz z matką i rodzeństwem.

Sąsiad nie przeżył

Rodzina szybko zadzwoniła po straż pożarną i wyszła na zewnątrz zobaczyć, co dzieje się w mieszkaniu po sąsiedzku, które zamieszkiwał 44-letni mężczyzna. - Zobaczyliśmy że mieszkanie sąsiada jest całe w ogniu. W jednej chwili przyjechała straż pożarna, pogotowie ratunkowe i policja. Ze względu na obawę podtrucia czadem, zostaliśmy wszyscy - osiem osób, ja i moje dzieci, w tym najmłodsze 7-letnie i 8-miesięczne córki, przewiezieni do szpitala. Na szczęście badania nic nie wykazały i zostaliśmy zwolnieni do domu - opowiada kobieta.

Pożar niestety tragicznie zakończył się dla 44-letniego sąsiada. Mężczyzna wyniesiony z płomieni nie dawał oznak życia - lekarz stwierdził zgon.

 

Rodzina Grygielów straciła w pożarze dużą część swojego dorobku.

- Spłonęły nam łóżka, szafki. Ubrania w większości były zamoczone wodą i nie nadawały się już do użytku, więc też trzeba było je wyrzucić. Spaliło się łóżeczko i wózek dziecięcy.  - Strażacy powiedzieli, że regipsy, które mieliśmy położone na ścianie, uratowały nasze mieszkanie przed całkowitym spaleniem, bo stworzyły pewnego rodzaju izolację. Mówili również, że prawdopodobną przyczyną pożaru było zaprószenie ognia w mieszkaniu sąsiada. Nie jest tajemnicą, że palił on tam ubrania. To od nich zajęło się mieszkanie.

Przez kilka dni rodzina pomieszkiwała w lokalu przydzielonym przez miasto. Jednak w ubiegłym tygodniu postanowili wrócić do domu. - Nie wiem ile zajmie nam posprzątanie tego wszystkiego. Na szczęście działa już ekipa remontowa zapewniona przez urzędników i mówią, że do świąt dadzą radę wyremontować spalone pomieszczenie. Zostaliśmy jednak bez mebli, łóżek - śpimy na podłodze na materacach, nie mamy ubrań. Nie wiemy jak to będzie dalej i jak spędzimy najbliższe święta - mówią ze smutkiem.



Potrzebna pomoc
Drodzy Czytelnicy!
Już nie raz odpowiadaliście dobrocią na apele kierowane za naszym pośrednictwem przez ludzi, których podobnie jak rodzinę Grygielów dotknęła tragedia. Tym razem prosimy zgłaszajcie się: jeśli macie do oddania dobre, używane, ale już Wam niepotrzebne łóżka, wersalki. Rodzina potrzebuje trzech łóżek, by nie musieli spać na podłodze. Przydałyby się także jakieś szafki oraz ubrania dla 8-miesięcznego dziecka, dzieci w wieku szkolnym, a także starszych córek i samej pani Małgorzaty. Jeśli ktoś mógłby ofiarować łóżeczko dziecięce i wózek spacerowy, rodzina również byłaby wdzięczna. Potrzebny jest również opał na zimę, którego w domu brakuje.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do