Reklama

Wegiera jak wino, im starszy tym lepszy

Wykorzystał słabość rywali i pod nieobecność największego faworyta, w pełni zasłużenie sięgnął po złoty medal mistrzostw Starego Kontynentu. O kim mowa? O Janie Wegierze (kat. 93 kg), który mimo upływu lat i coraz mocniej depczącej po piętach konkurencji, na światowych pomostach nie ma sobie równych. Siłacz Wikinga Starachowice w islandzkim Keflavik ustanowił rekord świata weteranów w wyciskaniu sztangi leżąc. – Super sprawa – mówi w rozmowie z TYGODNIK-iem.


TYGODNIK: Lata lecą. Z roku na rok nie jest pan młodszy tylko coraz starszy. Mimo tego ambicja, charakter i przede wszystkim wola walki to cechy rozpoznawcze Jana Wegiery. Na usta ciśnie się w takim momencie tylko jedno pytanie: jak pan to robi?

J. WEGIERA, ZAWODNIK WIKINGA STARACHOWICE: - Najzwyczajniej w świecie (śmiech). Miałem dobry dzień. Wszystko ułożyło się po mojej myśli. Scenariusz startu sprawdził się niemal idealnie. Żadne z podejść nie było spalone. Sędziowie nie mieli choć cienia wątpliwości, kto zakończy rywalizację na najwyższym stopniu podium. Rzeczywiście, wygrywać z roku na rok nie jest łatwo. Konkurencja nie śpi. Pół żartem, pół serio, można powiedzieć, iż czai się za placami starego lisa. Występ okazał się dla mnie tak udany, ze względu na formę. Trafiłem z nią idealnie. Przyszła w najbardziej odpowiednim momencie.

Sukces cieszy tym bardziej, że oprócz złotego medalu, start udało się okrasić nowym rekordem świata.

- Rekord to tylko miły dodatek do sukcesu. Nie miałem zamiaru się oszczędzać. Plan był taki, by wynik jeszcze bardziej wyśrubować. Sporo krwi napsuł reprezentant Finlandii, który jak się później okazało był najgroźniejszym konkurentem do medalu z najcenniejszego kruszcu. Do końca musiałem być czujny, bo nie wiedziałem czy będzie w stanie postawić wszystko na jedną kartę. Dla mnie taki scenariusz był idealny. Z jednej strony mogłem kontrolować to, co dzieje się na pomoście. Zaczynałem spokojnie. Kiedy Fin nie wycisnął w drugim podejściu, byłem niemal pewien, że wygram. Rekord świata w kategorii weteranów to miła niespodzianka. Wyszło super. Najbardziej jestem zadowolony, iż dolne części ciała nie oderwały się od ławki. A z tym elementem trójbojowego rzemiosła różnie bywało. Poszczególne próby były czyste, bez błędów.

Nadzieje, oczekiwania i apetyty związane z pana występem były spore. Trzeba było wytrzymać nie tylko presję ze strony rywali, ale także ciśnienie związane z rolą faworyta.

- To tylko i wyłącznie sport. Przed startem niczego nie można być pewnym, niczego nie można z góry zakładać, albo skazywać kogoś na porażkę. Na kilka tygodni przed rozpoczęciem mistrzostw, głównym faworytem do złota był reprezentant Rosji. W dziwnych okolicznościach wycofał się jednak z udziału w imprezie. Dlaczego? Trzeba pytać jego. To aktualny mistrz świata. Nie mieliśmy żadnej informacji co do tego, dlaczego go zabraknie. Wówczas byłem dużo spokojniejszy. Nie było napięcia i ciśnienia. Mimo to starałem się nie myśleć o tym, co zrobią przeciwnicy. Najważniejsze było by zaliczyć poszczególne podejścia i mieć spokojną głowę. To się w pełni udało. Mimo nacisków ze strony Fina udało się obronić miejsce na najwyższym stopniu podium.

W domu powoli chyba już zaczyna brakować miejsca na wszystkie trofea.

- Szczerze mówiąc nie wiem, który to już krążek wywalczony podczas mistrzostw Starego Kontynentu. Jest ich sporo (śmiech). Nie łatwo zliczyć wyróżnienia i dyplomy. O zakończeniu przygody z trójbojem na razie nie ma mowy. Po złocie w Islandii otrzymuję coraz więcej sygnałów by być gotowym na start w listopadowych mistrzostwach świata w trójboju, które rozegrane zostaną w Orlando w USA. W Kielcach, gdzie odbyły się eliminacje byłem najlepszy. Czekam na decyzję ze strony sztabu szkoleniowego polskiej kadry. Na razie jej nie ma. Pytanie czy do Stanów pojadę na własny koszt czy na koszt związku. Powołanie do kadry otrzymałem.



Czy wiesz, że...
Co okazało się kluczem do medalu? Zdaniem doświadczonego siłacza, który od kilku lat reprezentuje barwy starachowickiego Wikinga, wszystko rozegrało się w głowie. – Zachowanie chłodnej głowy na takiej imprezie jak ME to podstawa – podkreśla nasz rozmówca. – Miałem pilnować 1. miejsca. Fin deptał po piętach, ale końcówka należała do mnie – dodaje Wegiera.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do