Reklama

Straż ze sztandarem

Sobota, 29 maja upłynęła pod znakiem wielkiej uroczystości. Jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej w Rudzie po 53 latach doczekała się sztandaru.

Starania o honorowy symbol strażnicy podjął jesienią ub. roku obecny prezes OSP w Rudzie Wojciech Kania.  Wspólnie z grupą strażaków rozpoczął poszukiwania i zbiórkę pieniędzy na ten cel. Otwartych serc i kieszeni nie brakowało. Gotowy sztandar z toporkami i hełmem strażackim przyjechał aż z Gorzowa Wielkopolskiego (kosztował ok. 4 tys zł.). Społeczność Rudy stanęła na wysokości zadania i wspólnie z głównym sponsorem Bankiem Spółdzielczym zdołała ze zebrać takie fundusze.

- W 2013 roku nasza jednostka obchodziła 50-lecie istnienia - mówi Tadeusz Bernaciak, były prezes OSP Ruda. - Marzeniem strażaków było posiadanie własnego sztandaru, by można było reprezentować jednostkę podczas gminnych uroczystości.

OSP Ruda liczy dziś 22 członków. Najstarszym wśród czynnych druhów jest Andrzej Rynio a najmłodszy, Adrian Łodej. Po 53 latach od zaistnienia jednostki udało się ją wzbogacić o sztandar.

Jego uroczyste poświęcenie odbyło się w sobotę, 29 maja na placu przed remizą. Mszy św. przewodniczył ks. Wojciech Zdon. Ochotnicy dziękowali darczyńcom oraz strażakom zawodowym: Marcinowi Nydze i Andrzejowi Pyzikowi za pomoc w szkolenia i przygotowaniu do uroczystości, w której uczestniczyli przedstawiciele straży, samorządu gminy Brody oraz poczty sztandarowe z innych wsi. Niestety, ze względu na stan zdrowia zabrakło wśród obecnych pierwszego prezesa jednostki Eugeniusza Zawłockiego, który tworzył ją od podstaw.

"Pracuj społecznie, będzie bida wiecznie..."

To słowa pana Eugeniusza, które wypowiada je ze łzami w oczach.

- Była drewniana szopka i tam była remiza. Taką mieliśmy strażnicę. Na początek były konie i wiadra, dopiero potem dostaliśmy pompę M200 - wspomina pan Eugeniusz. - Było nas 10, może 12. Kontrolowaliśmy wszystkie stare domy, czy nie stanowiły zagrożenia pożarowego. Były sytuacje, że niektóre polecaliśmy wyburzać, te stare chałpiny kryte strzechą. Traw nie wypalali, podpalacza we wsi też nie pamiętam. To była społeczna praca, nikt nam za to nie płacił. Ale jakaś pomoc na wypadek pożaru musiała być. Mieliśmy hełmy, ale mundury musieliśmy sami kupić (województwo dało nam 50 proc.). Było nam bardzo trudno. W czynie społecznym budowaliśmy obecną strażnicę, Woziliśmy końmi kamień spod torów. Przywieźliśmy go na całe fundamenty. Wszyscy pomagali, cała wieś. Społecznie... Byli tacy, co się śmiali: "Pracuj społecznie to ci bieda wiecznie" - wspomina pan Eugeniusz wydarzenia sprzed pół wieku.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do