Reklama

Wyjechał za chlebem, a zarobił na śmierć...

- Tylko ja wiem, co czuje się w takiej sytuacji. Trudno jest znaleźć słowa, by to opisać – mówi matka tragicznie zmarłego mieszkańca Bronkowic w gminie Pawłów.

Jej syn, pracujący w zakładzie przetwórstwa mięsnego w Buchloe na południu Niemiec, pod koniec września, przygnieciony został przez maszynę. 22-latek nie przeżył wypadku. W miniony piątek, w dniu w którym świętowałby swoje urodziny, w ostatniej drodze towarzyszyli mu najbliżsi się, znajomi i przyjaciele.

Bronkowice, niewielka wieś w powiecie starachowickim. Jej mieszkańcy znają się doskonale. - Zawsze zachowywał się super. Znałem go doskonale, bo razem wychowaliśmy się i kończyliśmy nawet tę samą szkołę średnią – mówi w rozmowie z TYGODNIK-iem młody mężczyzna, którego w okolicach pobliskiego sklepu zagadnęliśmy o dramat, z jakim musiała zmierzyć się rodzina zmarłego.

22-latek po ukończeniu ponadgimnazjalnej placówki oświatowej, postanowił posmakować życia na obczyźnie. Wiosną br. wspólnie z rodziną podjął decyzję o wyjeździe do kraju naszych zachodnich sąsiadów. W należącym do holenderskiej firmy, zakładzie przetwórstwa mięsnego, pracował fizycznie od maja.

Pracował na Strefie


- Może pan sobie tylko wyobrazić, jaka była nasza reakcja, kiedy dowiedzieliśmy się o tym, co się wydarzyło. Nie mogliśmy uwierzyć, że stała mu się krzywda. Na pewno nie jemu, bo swoim życiem nie zasłużył na to – mówi Joanna, matka mężczyzny, która w obliczu śmierci syna, znalazła chwilę by opowiedzieć o ukochanym dziecku.

W Bawarii 22-latek nie był osamotniony. W zakładzie pracował razem z siostrą i jej chłopakiem. - Był niezwykle energiczny, żywy. Wszędzie było go pełno. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. O cokolwiek by się go nie poprosiło, nigdy nie odmówił. Nie miałby sumienia, by to zrobić – podkreśla siostra tragicznie zmarłego.

Podobnie jak matka, nie kryje łez. - W mającym siedzibę w Holandii przedsiębiorstwie zatrudnionych było wielu Polaków. Mieli do wykonania mnóstwo zadań, często ciężkich robót, których mieszkańcy innych krajów nie podjęliby się – podkreśla siostra.

Informacja o tragedii w Buchloe zszokowała sąsiadów. - Trudno jest wyobrazić sobie młodego, zdrowego i silnego człowieka, który tak naprawdę wyjeżdża zarobić na chleb, a zarabia na własną śmierć – twierdzi matka. Jak dodaje, syn przed wyjazdem do Niemiec, przez pół roku pracował razem z ojcem w firmie na terenie Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Starachowicach, a także zakładach mięsnych, należących do zagranicznego koncernu.

- Chciał odłożyć na przyszłość, na lepszy start. Niemiecki kierunek nie miał być jego pierwszą pracą. Należał do uzdolnionych ludzi. Niewiele wystarczyło mu do tego, by aklimatyzował się w nowym środowisku. Język znał w stopniu komunikatywnym, więc nie miał problemów z dogadaniem się. Na wieść o zagranicznym wyjeździe cieszył się. Wiedział, że dzięki temu będzie mógł przekonać się, jak wygląda życie poza domem – wspomina matka. Wchodził w dorosłe życie. Jak dodaje 45-latka, w Niemczech nie chciał zostać na dłużej. - Miał zarobić pieniądze i wrócić. Myślał o zakupie samochodu – zaznaczyła.

W hali nikogo nie było


30 września doszło do wypadku. - Z informacji jakie uzyskaliśmy wynika, iż przygniotła go maszyna. W momencie kiedy to się stało, w hali nie było nikogo. Ktoś wołał go. Kiedy nie było żadnego odzewu, jeden z pracowników zauważył tylko wystające z maszyny nogi. Szans na jakąkolwiek pomoc i uratowanie syna nie było praktycznie żadnych - opowiada matka, która wraz z rodziną musiała sprowadzić ciało do Polski. Dotarło dopiero w połowie minionego tygodnia.

- Przeżyłam wojnę, ale wnuczka nigdy nie zapomnę - mówi 83-letnia babcia.

Okoliczności śmierci wspomina partner siostry 22-latka. - Na miejscu pojawiła się policja i prokurator. Produkcja na zakładzie została natychmiast wstrzymana – relacjonuje. Gdyby żył, 16 października obchodziłby 22. urodziny. Matka swoje, świętowałaby następnego dnia. - Takiego prezentu nigdy był się nie spodziewała – smutno wyznaje mieszkanka gm. Pawłów.

W miniony piątek, w kościele w Radkowicach odprawiona została msza żałobna. Trumna z ciałem 22-latka spoczęła na tamtejszym cmentarzu. Mężczyznę żegnały tłumy: koledzy z pracy, znajomi ze szkoły, przyjaciele, najbliżsi.

- Najgorsze było czekanie na niego. Procedura wydania ciała, musiała potrwać ponad 2 tygodnie – dodaje matka. Na kilkadziesiąt godzin przed śmiercią, na popularnym portalu społecznościowym 22-latek zamieścił swoje ostatnie zdjęcia. Czarno-białe.... - Czyżby przeczuwał, że stanie mu się coś złego? - zastanawia się matka.



Czy wiesz, że...
Wiadomość o tragedii na terenie zakładu przetwórstwa mięsnego, znalazła się również w niemieckich mediach. Jak poinformował lokalny portal www.all-in.de, ciało mężczyzny znaleziono kilkanaście minut przed godz. 18. Okoliczności tragicznego w skutkach wypadku bada tamtejsza policja, która czynności wykonywała pod nadzorem prokuratury w Kempten. Powołany został biegły, którego opinia ma być pomocna w postępowaniu.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do