Reklama

Znalazłem się na dnie piekła

Adwokaci byłego wiceministra spraw wewnętrznych i administracji chcą wznowienia postępowania w tzw. aferze starachowickiej. Złożyli w tej sprawie wniosek do Sądu Najwyższego. – Już dawno powinni to zrobić –mówi w rozmowie z TYGODNIK-iem Andrzej Jagiełło, którego w2005 r. w tej samej sprawie Sąd Okręgowy w Kielcach skazał na 1,5 roku pozbawienia wolności.

TYGODNIK: "Gazeta Wyborcza" pisze o powrocie afery starachowickiej. To efekt wniosku jaki kilka dni temu do Sądu Najwyższego złożyli obrońcy byłego wiceszefa MSWiA Zbigniewa Sobotki. Adwokaci chcą wznowienia postępowania. Jako argument podnoszony jest fakt uniewinnienia komendanta głównego policji, który miał przekazywać informację o akcji CBŚ.

A. JAGIEŁŁO, BYŁY POSEŁ NA SEJM RP, : - Nie raz mówiłem, że ta sprawa została wykorzystana do celów politycznych. Dziwiłem się tylko, że osoby ze szczytów władzy, które były zamieszane w aferę, nie podjęły walki o odzyskanie swojego, dobrego imienia wcześniej. Mowa o dwójce skazanych: Zbigniewie Sobotce i Henryku Długoszu. To młodzi ludzie, którzy powinni walczyć o honor.

- "Nie mam już nic do wygrania. Z polityki dawno się wycofałem. Ta sprawa przeorała moje życie. Nie chcę być zapamiętany jako ktoś, kto zdradził policjantów" – powiedział dla "Wyborczej" Sobotka.

- Od ponad 10 lat nie miałem kontaktu z były wiceszefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. W słowach, które padły z jego ust jest mnóstwo prawdy. Absurdem jest to, że generał policji został uniewinniony, a Sobotka nie. Sobotka nic sobie nie wymyślił i opowiadał komuś. Z perspektywy osoby patrzącej na sprawę z boku, można powiedzieć, że politycy nie powinni wychodzić z więzienia. Jest jedno "ale". Taka była potrzeba i wydarzenia potoczyły się w tym, a nie innym kierunku.

- Afera, nawet z tak odległej perspektywy czasu wywołuje jeszcze w panu jakiekolwiek emocje?

- Przekonałem się, że żyję w okrutnym kraju. Gdzie na zamówienie kogoś, realizuje się sprawę polityczną i rozdmuchuje ją na całą Polskę. Kiedy na jednej z rozpraw padały słowa, że były starachowicki samorządowiec jest katolikiem i chodzi do kościoła, a sędzinę ogarnął śmiech, wiedziałem jedno. Znalazłem się na dnie piekła. Było już tyle wniosków o wznowienie postępowania, że trudno je zliczyć. Niemal za każdym razem mówiono "Nie, ma być zamknięte". Zabrano mi prawo do życia, bo nigdy nie popełniłem przestępstwa. Wszystko to opisałem w książce, która szybko się rozeszła. Okazało się, że można komuś zrujnować życie na potrzeby polityki. Przez aferę ucierpiało moje zdrowie. Przebywałem w zakładzie, w którym jeden z więźniów przykładał drugiemu do szyi nóż.

- "W jednoznaczny sposób ustalono, że gen. Kowalczyk nie informował Sobotki, to Sobotka nie mógł tej informacji przekazać Długoszowi. Tym samym pęka łańcuch poszlak, który był podstawą do skazania" – to z kolei słowa mec. Bogumiła Zygmonta, drugiego z obrońców Sobotki. Pana zdaniem Sąd Najwyższy przychyli się do wniosku?

- Jeśli sprawiedliwość istnieje w Polsce, to jak najbardziej powinien. Gdybym wiedział o jakichkolwiek łapówkach, czy wyłudzaniu pieniędzy od firmy ubezpieczeniowej na pewno poinformowałbym o tym fakcie organy ścigania. Przez kilkadziesiąt rozpraw wszystko toczyło się wokół rzekomego przecieku o akcji, o której miał wiedzieć jeden z oskarżonych. Dopiero kiedy okazało się, że zarówno ja, Długosz oraz Sobotka nie znamy wspomnianego oskarżonego, sąd zarządził przerwę w rozprawie. Zarzut wycofano. Uzasadnienie wyroku na podstawie, którego skazano mnie, to prawniczy bełkot. Nawet redaktor, który pisał książkę, czytając je, zapytał mnie: za co tak naprawdę został pan skazany. Odpowiedziałem: nie wiem. Pozostało odwołanie do Boga.



\\\\\\\"Afera starachowicka\\\\\\\"
Popularne określenie afery z udziałem wysokich funkcjonariuszy państwa, która wybuchła w 2003 roku, dotyczącej przecieku tajnych informacji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji do osób podejrzanych o kontakty z przestępcami.Według nagrań z podsłuchu prowadzonego przez policję, poseł SLD Andrzej Jagiełło zadzwonił do kolegów z SLD w Starachowicach i powołując się na informacje otrzymane od wiceministra MSWiA Zbigniewa Sobotki, próbował ostrzec ich o planowanych aresztowaniach. Miały dotyczyć członków rozpracowywanej przez policję grupy przestępczej oraz działaczy samorządowych, podejrzewanych o współdziałanie z tą grupą.

Ustalono, że Andrzej Jagiełło otrzymał informacje o planowanych aresztowaniach od Henryka Długosza, który z kolei uzyskać je miał od Zbigniewa Sobotki. Według ustaleń sądu, sam Sobotka wiedział o nich od generała policji Antoniego Kowalczyka.
W 2005r. Sąd Okręgowy w Kielcach wydał wyrok uznający oskarżonych Sobotkę, Długosza i Jagiełłę za winnych.
Skazani też zostali starachowiccy starosta i wiceprzewodniczący Rady Powiatu, oraz kilka innych osób spoza polityki.



 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do