Reklama

Osiem osób zwolnił dyrektor szpitala

Pracę w starachowickim szpitalu straci ordynator oddziału położniczego, pielęgniarka oddziałowa, lekarze dyżurni oraz pielęgniarki i położne pracujące wówczas na zmianie. Razem osiem osób - poinformował podczas poniedziałkowej konferencji Grzegorz Fitas, dyrektor szpitala.

 
Trudno wrazić słowami to, co czuła 33-letnia kobieta zmuszona rodzić martwe dziecko. Niewyobrażalne w całej sytuacji jest to, że musiała rodzić warunkach, które uwłaczają ludzkiej godności. A wszystko to działo się w szpitalu, w otoczeniu personelu medycznego.

 Niepokój

Dramat 33-letniej Izabeli Zięby ze Stawu Kunowskiego (gm. Brody) i jej rodziny rozegrał się w ub. tygodniu. Mama 8-letniej dziewczynki była w ósmym miesiącu ciąży. Wszyscy oczekiwali narodzin drugiego dziecka. Do rozwiązania było już blisko. Niestety, na kilka tygodni przed planowanym terminem porodu, kobieta przestała odczuwać ruchy dziecka.

- To było w poniedziałek (31 października). Kiedy wieczorem kładłam się spać miałam wrażenie, że nie czuję dziecka w brzuchu - opowiada dramatyczne chwile.

Następnego dnia (1 listopada), zamiast na groby bliskich, pani Iza zgłosiła się do szpitala.

Wyrok

- Położna sprawdziła puls dziecka, ale był niewyczuwalny. Potem wezwano lekarza. Miałam robione USG, okazało się, że nie ma akcji serca. Drugi lekarz potwierdził, że dziecko nie żyje - mówi o tragicznej diagnozie.

Trudno wyrazić słowami, co musiała czuć kobieta dowiadując się o śmierci nienarodzonego dziecka. Oczywistym było, że dziecko musi się urodzić. Poród miał się odbyć naturalnie.

- Następnego dnia założono mi cewnik z drenem, co miało przyspieszyć akcję porodową. To było ok. godz. 13.00. Skurcze pojawiły się bardzo szybko. Kiedy mówiłam o tym lekarzowi, stwierdził, że to jeszcze nie skurcze.

Poród

Leżałam na normalnej sali, gdzie za ścianą leżą inne pacjentki czekające na poród lub z zagrożoną ciążą. Cały czas był u mnie mąż, który biegał i prosił, żeby mi pomóc, że ja rodzę. Nikt nie brał tego pod uwagę. Odpowiedzi były cały czas takie same, że zaraz, że za chwilę, że pani doktor jest zajęta, że to na pewno jeszcze nie poród, że trzeba czekać. W końcu odeszły mi wody i o 16.45 urodziłam - nie na sali porodowej, tylko na normalnej sali i nie na łóżku, jak człowiek - tylko na podłodze. Zdziwiony lekarz pojawił się, gdy już trzymałam martwe dziecko na rękach - wspomina chwile nieopisanej tragedii.

 

Więcej w papierowym wydaniu TYGODNIKA STARACHOWICKIEGO

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do