Reklama

Nie do wiary! Dokumenty mieszkańców skradzione z miejskiego szaletu

- To sprawa ma podłoże polityczne. Podejrzewam, że dokonała tego osoba lub osoby, które pewnie nie przepadają za mną – podkreśla w rozmowie z TYGODNIK-iem Dariusz Skiba, burmistrz miasta i gminy Bodzentyn. Kilka dni temu, sprawca o nieustalonej jak dotąd tożsamości włamał się do miejskiego szaletu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż razem ze sprzętem do czyszczenia toalet znalazły się tam... dokumenty z danymi osobowymi mieszkańców. Sprawą zainteresowała się już policja, a także Prokuratura Rejonowa w Starachowicach.


W jednym z ostatnich wydań TYGODNIK-a, informowaliśmy o kradzieży na terenie gminy Bodzentyn. - 11 lutego otrzymaliśmy zgłoszenie o włamaniu do szaletu miejskiego, znajdującego się na ul. Armii Krajowej. Początkowo miał tam zginąć grzejnik elektryczny i drobna suma pieniędzy w kwocie ok. 60 złotych. W trakcie przesłuchania okazało się jednak, że w pomieszczeniu oprócz wskazanych rzeczy, było jeszcze coś innego – tłumaczył oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Kielcach sierż.szt. Karol Macek.

Na miejscu okazało się, że zginęły również dokumenty. W tym m.in. 6 decyzji administracyjnych z danymi osobowymi mieszkańców Bodzentyna.

W pomieszczeniu socjalnym




Przekazaliśmy materiały do Prokuratury Rejonowej w Starachowicach, która być może zdecyduje o zmianie kwalifikacji czynu. Na razie postępowanie prowadzone jest w kierunku kradzieży z włamaniem – dodał rzecznik kieleckiej KMP. Złodzieja, jak nie trudno się domyśleć, śledczym nie udało się ustalić. I tak pozostaje do dziś. Sprawa kradzieży z jednej z strony, z pewnością wywołuje uśmiech na twarzy wielu osób. Z drugiej, rodzi komplikacje dla władz miasta i gminy, a przy okazji samych zainteresowanych. W jaki sposób doszło do kradzieży i dlaczego ktoś to zrobił?


Dariusz Skiba, burmistrz Bodzentyna, z którym rozmawialiśmy w środę (20 lutego) stara się zachować dobrą minę do złej gry. Sprawę obraca w żart. - Dziś, nie ma chyba ważniejszej sprawy na świecie, niż kradzież dokumentów z kibla. Mam nadzieję, że wszystkie odpowiednie do tego służby w Polsce, zdołają wyjaśnić kto jest sprawcą i gdzie się ukrywa – pół żartem, pół serio mówił burmistrz.

Do śmiechu na pewno nie jest osobom, które były odpowiedzialne za wspomniane dokumenty. Dlaczego nie wróciły one do Urzędu Miasta i Gminy? - Pracownice gminy, które odpowiadają m.in. za czystość w miejskim szalecie, w ramach swoich obowiązków, miały za zadanie dostarczyć osobiście mieszkańcom dokumenty. Chodzi o tzw. nakazy podatkowe. Nie było w nich peseli, tylko dane adresowe, numery działek i kwoty podatków. Tzw. zwrotki, trafiły jednak nie do magistratu, ale pomieszczenia socjalnego, które mieści się w jednym i tym samym budynku co miejski szalet – wyjaśnił burmistrz Skiba. - Wszczęliśmy własne śledztwo, które niestety nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Dokumenty nie wróciły i nie wiemy gdzie są – dodaje nasz rozmówca.

Jak wynika z ustaleń śledczych, do kradzieży doszło najprawdopodobniej podczas drugiego weekendu lutego. - W pomieszczeniu socjalnym znajdowały się rzeczy, które sprzątaczki używają na co dzień. Takie jak mopy, wiaderka czy ścierki. Sam zastanawiam się nad tym, dlaczego pracownice zostawiły na weekend dokumenty właśnie w tym miejscu. Przeprowadziłem rozmowę z nimi na ten temat. Kobiety tłumaczyły się, że nie chciało im się dostarczyć dokumentów do magistratu – zaznaczył burmistrz Skiba.

Wobec dwóch sprzątaczek, wyciągnięte zostały już pierwsze konsekwencje. Ukarano je karą nagany z wpisem do akt. - To kobiety, które przyjęte zostały do pracy za mojej kadencji - uzupełnił Skiba.

Zaoszczędzili na znaczkach



Dokumentów poszukują nie tylko policjanci. Szukają ich również, poniekąd na własną rękę wspomniane sprzątaczki. Kto jest odpowiedzialny za kradzież? Winnego na razie nie ma.

Gospodarz Bodzentyna podkreśla, że sprawa ma drugie dno. Dlaczego? - To sprawa polityczna. Mam przeczucie, że stoją za tym moi polityczni przeciwnicy lub osoby, które mówiąc delikatnie nie przepadają za mną. Tak na pewno nie powinno być – nie ukrywa oburzenia nasz rozmówca. I dodaje, że mieszkańcy powinni spać spokojnie. - W tym przypadku staranność urzędu została zachowana. Zgłosiliśmy sprawę na policję i do Urzędu Ochrony Danych Osobowych – zaznaczył Skiba.

Czy gmina Bodzentyn, w najbliższym czasie zamierza odejść od tradycyjnego roznoszenia nakazów, na rzecz korespondencji pocztowej? - Do tej pory, nigdy nie było z tym problemu. Dokumenty dostarczano na czas. Nikomu zapewne nie przyszło do głowy, by je kraść. Bo, po co miałby ktoś robić – dziwił się Skiba.

Jak dodał, dzięki dotychczasowemu rozwiązaniu, nie ucierpiał budżet gminy i związane z tym wydatki administracyjne. - Zaoszczędziliśmy m.in. na znaczkach pocztowych. Tak czy inaczej, jesteśmy pewni, że złodziej zostanie zatrzymany. Zdrowie najważniejsze, panie redaktorze – zakończył gospodarz Bodzentyna

fot. pixabay

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do