Reklama

Miejskie historie okiem Anety Marciniak. Michniów. Zbrodnia bez przedawnienia

Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie - płonęły domy, stodoły, zabijano całe rodziny, ludzi palono żywcem... Minęła kolejna bolesna rocznica.

Michniów leży w dolinie. Otoczony pięknym, mieszanym lasem, z przewagą drzew liściastych, jest prawdziwą oazą ciszy. To właśnie w pobliżu Michniowa przebiega najkrótszy szlak świętokrzyski: Święta Barbara - Kamień Michniowski, liczący sobie 2,5 km.

Historia Michniowa sięga XVI wieku, osada należy wówczas do klucza bodzentyńskiego dóbr biskupów krakowskich. Zamieszkują ją drwale i kurzacy (osoby zajmujące się wypalaniem węgla drzewnego). Rozwój osady wiązał się z rozwojem przemysłu Suchedniowa i okolic, wielkie piece, fryszerki i blacharnie potrzebowały coraz więcej węgla i rąk do pracy - tym samym więc mała wioseczka powoli rozrastała się do rozmiarów dużej wsi.

Żyje się tu spokojnie i pracowicie, początek dnia wyznaczają poranne modlitwy, jego koniec śmiechy dzieci goniących polny wiatr. Rytm życia biegnie od jutrzni do nieszporów, przez wesela, pogrzeby, sianokosy i zasiewy.

W ten sielski krajobraz spokoju i malowniczych wieczorów wkracza brutalnie lato 1943 roku. W dniach 12 - 13 lipca w zabudowaniach gospodarczych i w zaciszu swoich domów płoną żywcem dzieci, kobiety, mężczyźni, starsi. Ci, którym uda się wymknąć z domów giną od strzałów karabinów.

Lipiec roku 1943 był zapłatą za całą działalność patriotyczną mieszkańców Michniowa - za pomoc partyzantom. Niemcy zastosowali tu odpowiedzialność zbiorową.

11 dzień lipca

Lato w pełnym rozkwicie. Nad wodą ową, nad jeziorem owem, nad owem niebem ziemi szafirowem wieś odpoczywa przed kolejnym dniem polowych prac. Na skraju osady zatrzymują się samochody, w nocy oddziały hitlerowskiej policji otaczają wieś podwójnym kordonem, w lesie gęsto od posterunków... Mieszkańcy jeszcze nie wiedzą, że nie uda im się wymknąć.

Dni michniowskiej rzezi

Mieszkańcy Michniowa szykują się do pracy, wielu z nich pracuje w zakładach w Suchedniowie i Skarżysku. Wyjdą i nigdy nie dotrą do pracy. Nigdy też nie wrócą do domu. Zostaną zatrzymani na linii posterunków. Zostaną zrewidowani i zrzuceni na bok szosy twarzą do ziemi. Dołączają do nich ci, którzy zorientują się, że coś się dzieje i będą próbowali uciekać. Trwa łapanka, Niemcy wychwytują każdą próbę przemknięcia w las, a potem wchodzą między zabudowania i siłą wyciągają ludzi z domów. Z kilkunastu mężczyzn ustawionych przy szkole giną prawie wszyscy. Żandarmi pytają o nazwisko, sprawdzają na liście i zabijają strzałem w głowę.

Pierwszymi ofiarami są bracia Antoni i Jan Gołębiowscy. Kolejni zginą w stodołach Bieli, Gila, Dulemby i Grabińskiego, najpierw ostrzelani potem podpaleni. Niektórzy palą się żywcem. Podpalono zabudowania leśniczego Władysława Wikło, na oczach matki rozstrzelano pięcioro dzieci w wieku 6 - 16 lat. Jedno po drugim. Zmuszono ją, by na to patrzyła, za karę za pomoc partyzantom. Na końcu zabito i ją.

Ginęli od karabinowych salw na wiejskiej drodze i polach okalających wieś, gdzie szukali schronienia" – pisze w swojej książce "Zagłada Michniowa" Longin Kaczanowski.

W historii Michniowia pojawia się także nazwisko Materek.

 Niemcy szukają Juliana Materka ps. "Szach" (żołnierz "Ponurego"). Nie znajdując go w odwecie zabijają jego matkę Jadwigę Materek i brata Henryka Materka. W jednej ze stodół zginął także jego ojciec - Władysław Materek. Sam Julian ocaleje, ukryty na szkolnym strychu uratuje kilkoro dzieci wyprowadzając je przez leśne drogi do Wzdołu. Wróci potem do Michniowa, ale nie zastanie już nic.

"Naraz w ciężki zapach rozpalonego słońcem igliwia wdziera się swąd pożaru, ale jakiś dziwny, zmieszany z czymś słodkawym. Ludzi spalili - niesie się echem po biegnącym szeregu. Rzedną drzewa i w prześwitach kłębią się bure dymy" (za Longinem Kaczanowskim)

Nikt nie spał w nocy z 12 na 13 lipca. Słysząc kanonadę karabinów część mieszkańców ratowała się ucieczką i to uratowało im życie. Pozostałych czeka rzeź. Już bez klucza, bez względu na to, czy to dziecko czy starzec.

Kłęby dymu i płacz. Tym razem hitlerowcy przybywają po to, by zabić wszystkich ocalałych. Najmłodszą ofiarą pacyfikacji był Stefan Dąbrowa, który w chwili śmierci miał 9 dni. Mamą chrzestną Stefanka była Stefania Materek. 13 lipca 1943 r. kobieta wraz z babką chłopca poszły do Wzdołu ochrzcić dziecko, kiedy wróciły to razem z matką chłopca, która leżała próbując wydobrzeć po porodzie, zamknięto je w stodole Romana Malinowskiego, a następnie spalono żywcem.

Żołnierze niemieccy mordują tu 204 mieszkańców, w tym 103 mężczyzn, 53 kobiety i 48. dzieci. To 12 i 13 lipca 1943 roku ta niewielka miejscowość stałą się symbolem okrutnej agresji wobec Polskiego Narodu, a także pomnikiem Ofiar Mordu. 

Pacyfikacja Michniowa została uznana za zbrodnię przeciwko ludzkości i nie uległa przedawnieniu. Akcja przeprowadzona przez Niemców została zrealizowana wbrew zasadom przeprowadzania działań wojennych oraz wbrew międzynarodowym konwencjom i regulacjom dotyczących postepowania z ludnością cywilną w czasie wojny i okupacji. 

 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 15/07/2024 18:00
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do