Od uczennicy "Jedynki" po dyrektorkę "Dwójki" - Ewa Sajór-Ruszczak wraca wspomnieniami do drewnianych ławek i kałamarzy, myślami wraca do nauczycieli z pasją i młodzieży, która - jak mówi - wcale nie różni się od tej sprzed lat.
- Jak wyglądała szkoła/edukacja wtedy, gdy szła Pani do pierwszej klasy?
- Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to wystrój sal - ławki drewniane, których dzisiejsza młodzież nie kojarzy, kałamarze na stoliku, pióra, to są zupełnie nieznane, zapomniane elementy, które mogłyby się znaleźć w muzeum.
Szkoła była w tym samym miejscu co dziś, ale wyglądała zupełnie inaczej. Nie było szatni, sali gimnastycznej, która z czasem została dobudowana. Szatnia to było małe pomieszczenie, gdzie wieszaliśmy na wieszaczkach swoje ubrania, ale świetlica była w tym samym miejscu, a sklepik na pierwszym piętrze. W tej chwili ta szkoła jest bardziej kolorowa i nowoczesna.
- Co przychodzi na myśl we wspomnieniach ze Szkoły Podstawowej nr 1, która w tym roku świętuje 120-lecie istnienia?
- Szkoła podstawowa to przede wszystkim koleżanki, moja przyjaciółka Agnieszka, która od lat mieszka w Berlinie. Ale to szkolna prawdziwa przyjaźń na całe życie. Wspomnienie nauczycieli - pierwsza wychowawczyni, Krystyna Łabudzka, sprawiła, że chodzenie do szkoły nie było żadną traumą. Nie pamiętam, bym się wtedy stresowała lekcjami. Dyrektorem był wtedy Jan Szaran. Później został nim Daniel Szymański, nauczyciel geografii, który stworzył bardzo nowoczesną, jak na tamte czasy, pracownię.
Dla mnie szkoła podstawowa to olimpiady języka rosyjskiego - bardzo lubiłam wtedy ten język, bardzo łatwo go przyswajałam. Elżbieta Płusa, nasza nauczycielka, przygotowywała nas do olimpiady w sposób niesamowity. Spotykałyśmy się z koleżankami w domach przy herbatce, muzyce, u którejś koleżanki był samowar. To nie była stricte edukacja, ale integracja z nauczycielem. Pani stawała się powiernicą, przyjaciółką, ale bez przekraczania granic.
- A jakie wspomnienia przywołuje szkoła średnia, I LO, gdzie zdawała Pani maturę?
- To wspaniałe wspomnienia, chyba nawet lepsze niż z czasów studenckich. I LO to 111 Artystyczna Drużyna Harcerska, ogromna drużyna z wieloma talentami, wyjazdami do Gib na Mazury, nowe przyjaźnie. I oczywiście niezapomniana druhna Ludmiła Mazurkiewicz. Przez cztery lata byłam przewodniczącą Samorządu Klasowego. Do dziś powtarzam, że jednym z moich autorytetów był wychowawca, śp. mgr Juliusz Sekita, który w świat historii wprowadzał tak, że na podstawie notatek z jego lekcji zdawałam egzamin z historii na studia. Osobowość mocno zapadająca w pamięć. Inny nauczyciel to Cezary Berak, fizyk, który wiedział, że jesteśmy humanistami, więc częściowo odpuszczał, ale nauczył nas doskonale przekształcania wzorów, nie miała z tym problemów.
Z Jedynką kojarzy mi się to, czego już nie ma - ściana na pierwszym piętrze pokryta rysunkami graffiti wykonanymi przez młodzież. To było coś innego, taki powiew wolności - nauka w tej szkole dawała swobodę myśli, przekonań, pokazywała świat zakazanej historii, pozwalała rozwijać zainteresowania artystyczne.
- Kto lub co wywarł wpływ na wybór zawodowej ścieżki? Jak to się stało, że została Pani nauczycielką?
- Ani w liceum ani na studiach nie chciałam zostać nauczycielką. Kiedy na początku studiów wypełnialiśmy kwestionariusz dotyczący wyboru specjalności, drukowanymi literami napisałam: nienauczycielska. Potem się tak życie potoczyło, że wróciłam do Starachowic i zostałam polonistką. Kocham ten zawód, kocham młodzież. Chciałam być dziennikarką, reżyserem teatralnym, chciałam studiować japonistykę. Planów miał dużo, ale życie tak zdecydowało. Kiedy po maturze pojechałam na dni otwarte na Uniwersytet Warszawski na Wydział Orientalistyki okazało się, że się nie nie ma naboru na japonistykę, mogłam iść na sinologię, koreanistykę, ale te kierunki mi nie odpowiadały.
- Absolwentka I LO, przez lata pracowała Pani w III LO a obecnie pełni funkcję dyrektora w II LO. Z którą szkołą utożsamia się najbardziej?
- Bardzo trudne pytanie. Każda szkoła dała mi inne doświadczenia, inne wspomnienia. Najdłużej pracowałam w III LO - 25 lat, budowaliśmy tę szkołę z uczniami i rodzicami od podstaw. Tam miałam swojego ojca zawodowego - to śp. dyrektor Edward Żłobecki, który wprowadzał mnie w świat życia nauczycielskiego i dawał wiele cennych uwag. Był moim mentorem. Poza tym zawarłam przyjaźnie z nauczycielami, które trwają do dziś oraz absolwentami, którzy dziś są dorosłymi ludźmi.
II LO to było wyzwanie. Znakomita szkoła z tradycjami, wybitnymi absolwentami i długoletnią historią. Już ponad 6 lat nią kieruję i jestem bardzo zadowolona.
Za moich czasów I LO uchodziło za takie, które daje większą swobodę działania i to ono w dużej mierze kształtowało moje poglądy, moją osobowość.
- A jacyś szczególnie zapamiętani uczniowie, których sukcesy zapadły w pamięć?
- Jest ich naprawdę wielu. Kiedy pracowałam w III LO, zajmowałam się losami absolwentów, przeprowadzałam z nimi wywiady do lokalnych mediów. Najbardziej zapadali w pamięci ci, którzy działali w moim kole teatralnym. Kiedyś przygotowałam przedstawienie "Romeo i Julia", w którym Romea grał Mariusz Włodarski, znany producent, zdobywca Oskara - jestem dumna z jego osiągnięć. A Julię grała Anna Rokita, aktorka krakowskiego teatru Bagatela. W pamięci jest także Marcin, który objechał świat dookoła, poza tym Arkadiusz Pająk i Filip Prokop z Hotelu Senator. Za nimi stoją sukcesy.
Ale pamiętam też tych, którzy wymagali pomocy i opieki. W czasie jubileuszu 25-lecia III LO, w czasie balu w Senatorze, mój były uczeń klęknął przede mną z bukietem kwiatów, uśmiechnięty od ucha do ucha. To był uczeń, który miał wiele problemów, któremu pomagałam i okazało się, że miało to sens. To niesamowity moment i ogromny sukces. Zawsze mogę liczyć na moich byłych uczniów.
- Z jakimi marzeniami i wyzwaniami przychodzą dziś do liceum młodzi ludzie?
- Często mówi się, że dzisiejsza młodzież jest zupełnie inna. A młodzi nie są wcale inni od tych, jacy byli 20 lat temu. Mają marzenia, może mniej górnolotne, bardziej realistyczne, bo już w liceum myślą, jakie studia wybrać, żeby mieć pracę. Pod tym względem w moich czasach było łatwiej - ja w liceum o tym nie myślałam. Ale marzenia młodych pozostały te same - o przyjaźni, miłości, dobrych relacjach z innymi. Chcą działać, mają swoje pasje, chcą je realizować.
- I to nie jest tak, że młodzież żyje tylko w sieci?
- Na pewno nie żyją tylko w sieci. Ostatnie wybory do samorządu uczniowskiego w II LO to pokazały. Tak dużo młodzieży zgłosiło się do przesłuchań, że byliśmy zdziwieni. To znaczy, że chcą także działać w realnym świecie.
- A jak zmieniła się rola nauczyciela w XXI wieku? Czy nauczyciel nadal może być autorytetem?
- Może być jak najbardziej. Nigdy nie było tak, że to nauczyciel jako zawód był autorytetem, to był konkretny człowiek, dla mnie np. prof. Sekita czy dyrektor Żłobecki. To pewne cechy osobowości, podejście do młodzieży, rozległa wiedza sprawiają, że można być autorytetem.
- Jakie wyzwania widzi Pani jako pedagog przed swoimi koleżankami i kolegami po fachu w obliczu obecnych technologii?
- Dla mnie szkoła to przede wszystkim relacje międzyludzkie. Coraz częściej mówi się o kryzysach psychicznych młodych ludzi, o ich rosnącej liczbie. Na pewno w ślad za nimi idą problemy w nauce, dlatego trzeba być czujnym i wspierać uczniów. Świat nowoczesnych technologii może pomagać, ale nie należy zapominać, że podmiotem jest człowiek.
Praca i życie wymuszają na nas znajomość technologii, wykorzystujemy je w procesie nauczania. Często wypytuję uczniów o różne nowinki ze świata wirtualnego, choć wiem, że ten świat ma mnóstwo tajemnic i zmienia się z dnia na dzień.
- Co jest najtrudniejsze, a co najpiękniejsze w pracy dyrektora szkoły?
- Blaski w pracy dyrektora są wtedy, gdy mogę iść na lekcje języka polskiego do mojej klasy matematyczno-fizycznej i rozwijać polonistyczne skrzydła. Cieszą mnie najbardziej sukcesy uczniów i nauczycieli, ich zadowolenie z tego, że są częścią społeczności Staszica. A największą radość sprawiają uśmiechy na twarzach młodych ludzi, którzy przychodzą mi powiedzieć, że dobrze kieruję szkołą.
Cienie to sterty papierów, nowe systemy, aplikacje, których coraz więcej.
- Jak z pani perspektywy zmieniły się Starachowice na przestrzeni lat? – znaczące osoby/miejsca/inwestycje?
- Jestem w gronie tych osób, które lubią wokół siebie dostrzegać ładne rzeczy. A Starachowice są estetyczne, zielone, są ładne. One się zmieniły i to jest zasługą prezydenta Marka Materka.
Takim atrakcyjnym miejsce jest na pewno Zalew Pasternik, Lubianka, Pałacyk. Wszystkie skwerki, ławeczki, kwietniki - to mnie cieszy i przyciąga oko.
- Czy Starachowice są miastem atrakcyjnym dla młodych? Co mogłoby sprawić, by chcieli tu wracać po studiach?
- To jest najtrudniejsze pytanie. Młodzież po studiach szuka miejsc pracy z dużymi zarobkami. Starachowice pod tym względem nie są atrakcyjne, ale jeśli ktoś szuka spokoju, taniego mieszkania i bezpieczeństwa, to na pewno je tu znajdzie. Budowa nowych mieszkań może przyciągnąć młodych ludzi. Wiele osób pracuje zdalnie, okazjonalnie jeździ do większych miast, a w Starachowicach łatwiej mogą znaleźć tańszą opieką nad dziećmi. Wyzwaniem pozostaje opieka nad osobami starszymi, ale ostatnie doniesienia pokazują, że rozwiązaniem tego problemu już zajmuje się prezydent naszego miasta.
Rozmawiała Ewelina Jamka
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie