
Dorożka ze znużonym woźnicą wlokła się ulicami miasteczka. Buda była podniesiona, w środku zaś ktoś klął pod nosem. Na wszystko, z władzą włącznie, no bo przecież ludzie aż tak się nie zmieniają... Transport zresztą też, a co złośliwsi powiedzą, że ulice też wcale nie lepsze.
Kiedyś ulicami naszego uroczego miasteczka mknęły dorożki. Pasażerów wozili m.in Dawid Topfler, Icek i Szlama Nudelman, Andrzej Barszcz czy Mordka Pracownik. Żydzi całkiem nieźle w tym biznesie sobie radzili. Z dokumentów archiwalnych wynika, że można mówić o sporej ich przewadze, chociaż polskich nazwisk też nie brak. Dochodowy był to wówczas interes chociaż dziś ceny przejazdu wywołują raczej uśmiech pełen wzruszeń.
Kurs z Rynku na Majówkę Wierzbnicką kosztował od 1 zł do 1,20 zł. Gdyby celem naszym miała być Majówka Starachowicka, to kwota wzrosłaby do 1,50 złotego. Rolę odgrywał również czas podróży - Orłowo I lub II to już od 1,50 do 2 złotych. Najwięcej, bo 2,5 złotego kosztował przejazd na Bugaj lub w okolice Wąchocka. Nie każdy mógł sobie pozwolić na dorożkę, dotyczyło to raczej miejskiej inteligencji.
Z dorożkami nierozerwalnie łączy się się postać Jana Jankowicza - dorożkarza z najsłynniejszego zdjęcia dorożki właśnie. Pochodzi z Wawrzeńczyc, do Starachowic przeprowadza się w poszukiwaniu pracy. ale zanim to nastąpi zawalczy o wolną Polskę na froncie pierwszej wojny. Nie będzie to łatwy czas dla młodego chłopaka, straci rodziców, którzy umierają na tyfus i będzie musiał zająć się młodszym rodzeństwem. W między czasie trafi do Grzegorzowic, gdzie w pracy na polu dziedzica pozna Józię. Piękna panna zapadnie w serce Jana i nic już tej miłości nie powstrzyma.
Sprowadzą się do Starachowic, gdzie podejmuje pracę w Związku Przewoźników w Starachowicach w charakterze dorożkarza. Będzie woził dyrektora Zakładów Starachowickich i Zakładu Wielkopiecowego. Jest również odpowiedzialny za konie, za powierzony sprzęt dorożkarski, dba także o stajnie. To właśnie Jan jest na tym słynnym zdjęciu, które zamieszczamy w tekście.
Janek i Józia dorobią się piątki dzieci, zamieszkają najpierw przy dzisiejszej ulicy Pileckiego - za stacją benzynową, a potem przeprowadzą się do domu wielorodzinnego, piętrowego. Dom ten stał tam, gdzie dziś znajdują się budynki policji i straży pożarnej.
Z dzieci pozostały tylko dwie córki - Zosia (lat 93) i Janinka (lat 90). I pożółkłe zdjęcia. I pamięć wnuczek, jedna z nich - Krysia - opowiedziała mi kiedyś tę historię.
Pani Krysiu, dziękuję.
W końcu nadszedł czas, że dorożki zostały wyparte przez autobusy. Czy z korzyścią dla mieszkańców?
Z tym to akurat różnie, bo nasze przedsiębiorstwo komunikacyjne zawsze było nieco swawolne w kontaktach z pasażerami. O tym jednak innym razem.
Aneta Marciniak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie