Reklama

To co dał mi los, biorę z uśmiechem

"Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść, niepokonanym" – słowa znanego przed laty przeboju grupy Perfect wielu sportowcom kojarzą się najczęściej z jednym – zakończeniem kariery. Taką decyzję, podjęła Wioletta Frankiewicz, związana z Wąchockiem reprezentantka Polski w lekkiej atletyce. Co skłoniło byłą zawodniczkę skarżyskiego STS-u na taki, a nie inny krok? O kulisach rozstania w szczerej rozmowie specjalnie dla Czytelników TYGODNIK-a.


TYGODNIK: Pani decyzja o zakończeniu przygody z bieganiem, w praktyce oznacza tylko jedno. Na bieżni nie zobaczymy już Wioletty Frankiewicz. Czym była podyktowana?

W. FRANKIEWICZ, DWUKROTNA OLIMPIJKA, BRĄZOWA MEDALISTKA ME W BIEGU NA 3 KM Z PRZESZKODAMI: - Główny i jedyny powód dla którego zdecydowałam powiedzieć "pas", to stan zdrowia. Na dziś nie pozwala on na to, by kontynuować treningi i starty. Z pewnością inaczej wyobrażałam sobie zakończenie kariery. Nie tak to miało wyglądać. Miałam plany i marzenia. Jednym z nich, był udział w maratonach, tak by dopełnić się jako sportowiec, rywalizujący na długich dystansach. Życie napisało inny scenariusz. Kontuzja biodra, a w konsekwencji operacja spowodowały, iż musiałam zapomnieć o występach. Zabieg był w sumie prosty do wykonania. Diagnoza brzmiała: martwica główki kości udowej. Nie chciałam w młodym wieku mieć endoprotezy biodrowej. Bieganie maratonów to nic innego jak mówiąc kolokwialnie, klepanie dużej ilości kilometrów. Obawiałam się, że organizm może po prostu nie wytrzymać. Sytuację w jakiej się znalazłam można skwitować jednym zdaniem: zostałam postawiona pod ścianą. Mam dwójkę dzieci i chciałabym dotrzymać im kroku, kiedy będą dorastać. To było dla mnie ważniejsze.

Mówi się, że sport to zdrowie. W pani przypadku, można stwierdzić iż doprowadził do poważnego urazu. Biodro przez lata startów na wielu arenach, okazało się mocno wyeksploatowane.

- Treningi i występy zrobiły swoje. Biodro u człowieka to nic innego, jak część w samochodzie. Ma prawo się zużyć. Uroczyste zakończenie kariery pod hasłem "Dotarliśmy do mety" planuję na 24 września. Nie będzie to impreza lekkoatletyczna, ale spotkanie w gronie przyjaciół. Na pewno znajdzie się czas na to, by powspominać lata startów w bliskim mi gronie. Organizatorem imprezy są moi wieloletni sponsorzy, znajomi. Przygotowujemy ją wspólnie z Marcinem Nowakiem. Na bieżni w roli zawodniczki definitywnie nie będzie mnie można zobaczyć. Jeśli zdrowie pozwoli amatorsko będą truchtać. Być może od czasu do czasu, wezmę udział w ulicznym biegu amatorskim. Do tego jeszcze droga daleka. W pierwszej kolejności chciałbym odbudować zoperowane biodro. A później spokojnie ruszać się.

Wielu lekkoatletów po zakończeniu karier, nie rozstaje się ze sportem. Niektórzy świetnie sprawdzają się w roli szkoleniowców. W pani przypadku będzie podobnie?

- Z mężem prowadzimy szkółkę lekkoatletyczną. Bawimy się w sport. Uczymy dzieci, jak również amatorów biegania. Na razie, do czerwca 2017 r. jestem na urlopie macierzyńskim. Trzy miesiące temu na świat przyszedł synek. Poświęcam się rodzinie.

Z pewnością jeszcze nie raz zakręci się łezka w oku, kiedy wspominać będzie pani starty. Zwłaszcza te w najważniejszych zawodach, jak Igrzyska Olimpijskie. Był żal, kiedy obserwowała pani zmagania kolegów i koleżanek z reprezentacji Polski, którzy walczyli w Rio de Janeiro?

- Łezka zakręci się. I to nie jedna (śmiech). Igrzyska oglądałam z wypiekami na twarzy. To najważniejsze zawody 4-lecia, które rządzą się swoimi prawami. Nie raz zdarzało się tak, iż faworyci do medalu zawodzili. A ci, na których nikt do tej pory nie stawiał sprawiali swoim fanom miłe niespodzianki. Na tym polega fenomen tej imprezy. Za to kochamy ją, podziwiamy, uczestniczymy i oglądamy. Nie było łatwo je śledzić przed telewizorem. Nigdy nie ukrywałam, iż moim celem był start w Rio. Miałam wielką nadzieję by uczestniczyć w święcie sportowców. Zdrowie niestety na to nie pozwoliło. Chętnie śledziłam poczynania wszystkich, polskich lekkoatletów. Przez to do tej pory jestem niewyspana. Zarwałam kilka nocek by trzymać kciuki za biało-czerwonych. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że przez 3 tygodnie cierpiałam z powodu nocnych transmisji. Ale nie żałuje. Pięknie było je oglądać.

Niektórzy jak Paweł Fajdek zawiedli. Inni jak Anita Włodarczyk, która sięgnęła po złoto pokazali klasę.

- Z pewnością na słowa uznania zasłużyła Joanna Jóźwik, która zakończyła udział w IO na 5. miejscu w biegu na 800 m. Sprawiła super niespodziankę. W przypadku Pawła Fajdka potwierdziło się stwierdzenie, iż niektórzy wielcy sportowcy, nie są w stanie udźwignąć roli faworyta i odpowiedzialności, której kibice oczekują. A tak przecież było. W Polsce liczono na złoto, okraszone rekordem świata. On chciał tego samego. Psów nie można na nim wieszać. Najzwyczajniej w świecie jest mi go szkoda. Trudno też winić tych, którzy oczekują wyników. Nie lada wyczynu dokonała Anita Włodarczyk. Sport uczy pokory. Pewniaków nie ma. Wszystko może się wydarzyć. Zdobyliśmy 11 medali, za zatem więcej niż miało to miejsce na poprzednich Igrzyskach. Zrobiliśmy mały krok do przodu.

Apetyty fanów nad Wisłą były rozbudzone po dobrym występie w mistrzostwach Europy w Amsterdamie, gdzie polscy lekkoatleci zdominowali konkurencję.

- Na wyniki Polaków cały czas patrzę przez pryzmat czynnego sportowca, który ma świadomość tego, co wiąże się z występem w Igrzyskach. Staram się ich rozumieć pod każdym względem. Nie o wszystkich mamy jednak pełną wiedzę. Czy startowali po kontuzji, czy w okresie przygotowawczym przed Rio nie trenowali na pełnych obrotach, np. z powodu przeziębienia, ile treningów uciekło, etc. Przykładem wspomniana przeze mnie Asia Jóźwik od której oczekiwano medalu w ME. Zaległości niestety nie udało się wówczas nadrobić. Widać było braki. W Igrzyskach forma przyszła na czas. W przypadku każdego z naszych zawodników możemy zadać to samo pytanie: czy przygotowania przebiegały zgodnie z założonym planem. 11 medali nie traktowałabym w kategoriach porażki. Pięknych chwil nie brakowało. Choćby srebro Piotra Małachowskiego w rzucie dyskiem. Warto pamiętać o tym, iż ME to nie IO, gdzie startuje cały świat.

W pani przypadku, wspominając Igrzyska należy się odwołać do Aten (2004) oraz Pekinu (2008). Który z występów wspomina pani z większym sentymentem?

- Igrzyska w Grecji miały swoją magię. Byłam świetnie przygotowana. Wyszło jak wyszło. Przez eliminacje przebrnęłam bez problemów. W półfinale biegu na 1500 m miałam kłopoty. Dobiegłam do mety, ale przepustki do finału nie udało się wywalczyć. Mimo porażki wspominam je najlepiej. Był to mój pierwszy start. Magicznym momentem było oczekiwanie na kwalifikację olimpijską. Doskonale pamiętam zawody, w których wywalczyłam kwalifikację. Chyba nigdy w życiu nie miałam tyle szczęścia. Radość była podobna do chwili, w której odczytywałam test ciążowy z pierwszym dzieckiem (śmiech). Do Igrzysk w Atenach też byłam dobrze przygotowana. W finale byłam ósma. Oczekiwania miałam większe. Być może teraz byłoby zupełnie inaczej. Nie mam zamiaru niczego żałować.

Czuje się pani spełnionym sportowcem?

- Oczywiście, miałam nadzieję na większą ilość sukcesów. Ale trzeba brać z uśmiechem na ustach, to co człowiek otrzymał od losu. Czy czuję się spełniona? Spełniony sportowiec to taki, który z Igrzysk wraca z medalem na piersiach. Do końca spełniona się nie czuje. Z pewnością byłoby inaczej, gdybym zakończyła przygodę z bieganiem na innych warunkach. Po 25 latach do takiej decyzji zmusiła mnie sytuacja zdrowotna. Gdyby ktoś zapytał mnie czy jeśli jeszcze raz miałabym podjąć treningi, startować, a życie było sportem usłane, odpowiedziałabym "tak". Mimo kontuzji. Tyle co dał mi sport, nic by mnie nie usatysfakcjonowałoby. Na pierwszy plan wysuwa się w tej chwili życie prywatne. Rodzinie poświęcę się całkowicie.

Rozmawiał Rafał Roman

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do