
Rozhulały się wichry, spadły śniegi tak obfite, że Łysogóry utonęły w śniegu. Potężne mrozy chwyciły w objęcia tę czarodziejską krainę. Ptaki, które kwiliły tu od wiosny do jesieni, oniemiały i zamilkły. Jedyne, co słychać było pośród bezdennych zasp, to zmęczone ludzkie oddechy... Wokół niesie się bitewny zgiełk i pachnie prochem.
Górami Świętokrzyskimi idą powstańcy styczniowi, a za nimi ciągną się echa wystrzałów z bitewnych pól Szydłowca, Bodzentyna, Suchedniowa, Nowej Słupi, Małogoszcza, Grochowisk.
Idą jak cienie, znużeni, paleni pragnieniem, po szpilach, gałęziach i cierniach, przez ziemię szronem okrytą i lodem... - czytamy we Wspomnieniach Czachowczyka
W ogniu bitew i chłodzie odwrotów, niczym płatki śniegu wirują takie nazwiska jak "zawsze niezawodny" Jan Prendowski ", Dionizy Czachowski, Marian Langiewicz.
Za nami uroczystości związane z Powstaniem Styczniowym, między innymi w Wąchocku, z którym powiążemy wzmiankowanego generała.
Najpierw jednak, po opuszczeniu Warszawy przez Radom i Iłżę przybędzie do Mirca, gdzie w zabudowaniach Józefa i Jadwigi Prendowskich utworzy kwaterę. Ilekroć myślę o tej niezwykłej kurierce Rządu Narodowego czyli właśnie Jadwidze Prendowskiej, zawsze widzę ją w Bodzentynie witaną owacyjnie przez tamtejsze chłopstwo i mieszczaństwo:
Ludzie, patrzcie, przecie to nasza kochana Prendosia jedzie. I wszystkie głowy zwróciły się ku mnie... - wspominała później w zapiskach.
Wracając jednak do Langiewicza - to właśnie w mirzeckiej kwaterze czynił przygotowania do walki, która miała miejsce w nocy z 22 na 23 stycznia i którą poprowadził osobiście. Uderzenie na garnizon rosyjski w Szydłowcu zakończyło się klęską, słabo uzbrojone i niespecjalnie zdyscyplinowane grupy ochotnicze po wstępnym sukcesie zostały pobite i rozproszone.
Langiewcz z garstką tych, których uda mu się zebrać przybędzie do Wąchocka, gdzie założy bazę powstańczą. Stąd będzie wysyłał rozkazy wzywał pod broń, tu będzie formował i ćwiczył tych, którzy zechcą zasilić jego oddziały.
Na kilka dni Wąchock staje się "stolicą miniaturowej republiki" wolnej od zaborców.
Cztery bataliony powstańcze, a na ich czele Bernard Klimaszewski, Ignacy Dawidowicz, Dionizy Czachowski, Klemens Dąbrowski. Każdy z batalionów to strzelcy i kawaleria - przeszło stu ułanów, który dowodził Jan Prendowski.
Tak duże ognisko powstańcze nie mogło się uchować, gen. Uszaków z Radomia wydaje dyspozycje i na Wąchock ruszają oddziały z opatowa, Kielc i Radomia.
Langiewicz nie zamierza dopuścić do koncentracji wojsk wroga tylko uderzyć na poszczególne oddziały na przedpolu Wąchocka. udaje się to Czachowskiemu pod Suchedniowem, ale już oddział Klimaszewskiego nie sprosta zadaniu. Langiewicz wydaje nowe rozkazy - Klimaszewski z przerzedzonym oddziałem ma zająć stanowiska obronne w Parszowie, Dawidowicza ma obstawić Suchedniów, Czachowski ma osłaniać całość zgrupowania. Langiewicz decyduje się na wycofanie w Góry Świętokrzyskie, najpierw jednak zamierza zlikwidować bazę w Wąchocku.
- Spaliśmy jeszcze, gdy zbudził nas głos kotła. Ten wielki i miedziany kocioł kościelny, w który bito podczas Podniesienia, zdjęty z chóru, służył nam zamiast bębna. Wybiegamy na plac, stajemy w szeregu. Nieprzyjaciel pod miastem - rozlegają się głosy. Langiewicz wysyła uzbrojonych w strzelby do wąwozów, biegnących od miasta w stronę, z której idzie nieprzyjaciel. Kosynierów stawia wzdłuż szosy. Sam z kawalerią na zewnątrz ostatnich budynków miejskich. Nad wysuniętym naprzód naszym oddziałem dowództwo obejmuje staruszek Ziębiński, który dla obserwacji wroga i dodania nam odwagi wchodzi na wał po czym zaczyna głośno się modlić: Kto się w opiekę podda Panu swemu. Kule brzęczą dookoła uszu, przedziurawiają kosy. Gruchnęły wreszcie granaty po suchych deskach gontowych (...) Kiedyśmy zwrot zrobili, Ziębiński padł od kuli (...) W odległości mniej więcej wiorsty za Wąchockiem (w stronę Starachowic) obok szosy zatrzymuje się konnica i sztab. Tu gromadzi się pozostałą garstka powstańców, Langiewicz wysuwa się z szeregów konnicy i zwracając się do [pieszych - wzywa na ochotnika. Wysuwa się nas około dwudziestu - dają nam chorągiew naszego oddziału, na której tarcza amarantowa z orłem, z poleceniem demonstrowania się nieprzyjacielowi. Po parugodzinnej takiej defiladzie zostajemy ściągnięci na szosę i razem z oddziałem poprowadzeni w las. Znużeni, zmęczeni, spragnieni - idziemy po śniegu krzepiąc się nim i orzeźwiając Ciemnym już wieczorem stajemy w Bodzentynie - czytamy we wspomnieniach uczestnika tamtych wydarzeń Henryk Wierciński.
Langiewicz wycofał się z wąchocka w Góry Świętokrzyskie straciwszy trzy czwarte broni, warsztaty, magazyny i połowę piechoty. Miał dojść do gorzkiego przekonania, że może liczyć tylko na te oddziały, które ma pod ręką.
Wąchock tego samego dnia zostaje przez Rosjan spalony.
Aneta Marciniak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie