Reklama

Szwalnia w obozie koncentracyjnym: Przymusowa praca a głód więźniarek - dramatyczne decyzje, harcerska godność na wagę życia.

Kiedyś, przy pewnej szczepowej choince, ktoś dostał najpiękniejszy prezent. Historię opowiedziała Irena Lewińska.

Szwalnia. Władze chcą wykorzystać coraz większy głód w obozie do zwiększenia produkcji. Tak, właśnie głód. SS Obescharführer Graf wchodzi na salę. - Słuchajcie więźniarki, pan Hauptsturmführer Opitz powiedział, że jeżeli uszyjecie dzisiaj w nocy sto osiemdziesiąt płaszczy wojskowych, dostaniecie premię: czekoladę, cukier, mleko, suchary i owoce...

- To, co ukradli z przesyłki Czerwonego Krzyża – któraś mruczy pod nosem – dranie!

  W szwalni pracują więźniarki różnych narodowości, większość z nich albo nigdy, albo ostatnio nie otrzymuje paczek, więc pokusa jest silna.

Niemki i Ukrainki zabierają się do roboty nie zważając na protesty Czeszek, Polek i Rosjanek. Funkcyjna popędza: Tamte szyją, to i wy musicie! Ręce i plecy bolą, słabo się robi od zaduchu, głowy pękają od warkotu maszyn, ale pod koniec zmiany sto osiemdziesiąt płaszczy leży gotowych. Teraz wszystkie oczy wpatrzone są w drzwi; oczy pełne oczekiwania.

Na tacy wnoszą premię. Zaczynają od pierwszego rzędu; trzydzieści więźniarek patrzy na smakołyki niesione przez kolonkę, za którą kroczy uśmiechnięta aufzejerka. Zaraz zacznie się spektakl – dzikusy chwycą jedzenie...

- Możecie wybrać to, na co macie ochotę – mówi z szyderczym uśmiechem. Dziesięć pierwszych kobiet kolejno wyciąga ręce... Chwila wahania i palce chwytają upatrzony smakołyk.

Druhna Wanda Szczęsna zaczyna drugą dziesiątkę. Stoi, ale ręce wbija w blat maszyny, jakby się bała, że bez jej woli wyciągną się po tę jałmużnę.

Niech mnie zamordują, ale nie pozwolę się upodlić – myśli, a serce bije tak mocno, że aż dusi. Jeszcze dwa kroki, krok, kolonka uśmiecha się. No, Wanda... 

- Dziękuję, nie wezmę.

- To ja ci pokażę, ty zawszony häftlingu.  Spisać  jej numer! - wrzeszczy Niemka. Ale ten wrzask działa odwrotnie, nie przeraża, a uspakaja Wandę. Powoli odwraca się i pokazuje rękaw z naszytym numerem. Zapisują. Stało się. Wanda siada przy maszynie, celebrowanie "uczty" odbywa się w innym, już mniej dostojnym nastroju. Są przy trzydziestej szwaczce, młodziutkiej dziewczynce – buzia jeszcze zupełnie dziecinna, oczy wpatrzone w tacę. Nie ma wątpliwości, że jest głodna.

  Ale i ona odmawia. To harcerka, która niedawno składała przyrzeczenie. Znowu wściekłość Niemki, spisanie numeru, a na tacy zostają dwie nietknięte porcje słodyczy – symbol godności harcerskiej.

Wanda odwraca się do małej, porozumiewają się spojrzeniami.

- Bądź mocna, nie bój się bicia – w myśli przekazuje dziewczynce prośbę – wytrwaj.

...I znowu jest noc, w czasie której kolonka już cztery "premie" wynosi z powrotem, potem dziesięć, i wreszcie noc, kiedy porcje są nietknięte. Po kilku dniach wszystkie pracujące dostają tylko po cieniutkiej kromce chleba i małym sucharku.

- To jest wasze zwycięstwo – drużynowa ściska dłonie Wandy – nie będziecie w zamian za skradzione paczki szyły więcej płaszczy dla niemieckich żołnierzy... Nie ma przecież ceny, którą można zapłacić więźniarkom politycznym za upokorzenia, mękę i śmierć..."

 ...

Druhna Wanda Szczęsna to Wanda Lesiowska, druga żona Donata Lesiowskiego. Do dziś stoi tam ich dom: na Orłowie, u zbiegu ulic Stalowej i Perłowej. To miejsce, w którym od pierwszych tygodni hitlerowskiej okupacji w Starachowicach odbywały się konspiracyjne narady członków rodzącego się ruchu oporu. 

...

I odbył się harcerski opłatek, na którym zebrały się zuchy, wszystkie drużyny dziewcząt i chłopców, rodzice z Koła Przyjaciół, "Żubry". Dziewczęta z "13-tki" otoczyły druhnę Lesiowską i błyszczącej od lampek choince, przy cichnących słowach kolędy Szarych Szeregów "Gdy pierwsza gwiazdka da nam znak" najmłodsze dziewczynki z zastępów "Zajączków" i "Sosenek" podają druhnie papierową torbę.

- Druhno – to są cukierki z naszych świątecznych choinek. Nie jadłyśmy ich przez święta; wszystkie przeznaczyłyśmy dla Druhny. To za tamte, obozowe słodycze..."

Druhna Wanda nie mówi nic. Mocno przytula małe do siebie, a potem serdecznym gestem podsuwa torbę z cukierkami do najbliżej siedzących i dzieli się ze wszystkimi. 

Płoną światła na choince... I te małe światełka w harcerskich sercach - pisała we wspomnieniach druhna Lewińska. 

Fragment kursywą pochodzi z książki "Mury w Ravensbrück"

Aneta Marciniak

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do