Reklama

Agnieszka Drożdżał-Dzik o trudach i tradycji życia na wsi

Choć rolnictwo staje się coraz mniej opłacalne, a unijne przepisy i kapryśna pogoda skutecznie utrudniają pracę w gospodarstwie, Agnieszka Drożdżał-Dzik z gm. Mirzec nie wyobraża sobie życia bez ziemi. Wychowana wśród pól i zwierząt, od dziecka związana z rolnictwem, mimo przeciwności wciąż walczy o to, by rodzinne gospodarstwo tętniło życiem – z przyzwyczajenia, z tradycji, ale przede wszystkim z miłości do wiejskiego życia.

Agnieszka Drożdżał-Dzik (41 lat) od urodzenia związana jest z gm. Mirzec. Tu z pokolenia na pokolenia jej bliscy utrzymywali się i żyli z rolnictwa. W zagrodzie nie brakowało zwierząt a pole było uprawiane głównie z myślą o zwierzętach. 

- Moi rodzice i dziadkowie hodowali bydło, wcześniej były jeszcze świnie, ale z czasem od tego odeszliśmy. Jeszcze do stycznia 2025 roku mieliśmy w oborze po 20 jałówek lub byków. Częściej były to krowy mięsne, gdyż obrządkiem zajmowałyśmy się razem z mamą a jałówki są spokojniejsze i bardziej bezpieczne od byków. 

Reklama

W styczniu tego roku nasza rolniczka, która od dziecka wykazuje ogromne zaangażowanie w uprawę roli, zrezygnowała z hodowli zwierząt, ze względu na opłacalność. W gospodarstwie liczącym 7 hektarów dominuje upraw zbóż: pszenica, jęczmień, kukurydza. Na polu nie brakuje warzyw, są ziemniaki, ogórki - zarówno z gruntu, jak również szklarniowe.   

 - Restrykcje unijne w zakresie hodowli zwierząt bardziej zniechęcają niż pomagają, zdecydowanie utrudniają codzienne życie rolnika, który ma co robić w gospodarstwie - mówi pani Agnieszka. - Nawet jak się wywiezie gnój na pole, trzeba zrobić dokumentacje zdjęciową, potem w ciągu 24 godzin zaorać, a pogoda nie zawsze na to pozwala. 

Reklama

Aura to kolejna zmora ludzi wsi. Jak nie słońce to deszcz, co nie sprzyja uprawom.  

- W tym roku nawet kombajnowałam, bo trzeba było się spieszyć przed burzą. Sianokiszonki robiliśmy do 1 w nocy, bo nie było innego wyjścia - dodaje. - Mamy swoje ziemniaki na ok. 1 ha, bez nawozów, tylko na oborniku, a że było sucho, bez dodatkowego nawodnienia teraz gniją. 

Niczym ruletka

Tak samo było ze zwierzętami, bo uprawa podobnie jak hodowla ma to do siebie, że nigdy nie wiesz, jakie zyski przyniesie.

- Mieliśmy w gospodarstwie jałówki rasy simental, to typowo mięsne krowy, które kupowaliśmy jako 1-2-tygdoniowe cielęta i hodowaliśmy przez 24 miesiące. Te ostatnie to było kompletne nieporozumienie. Zrezygnowaliśmy ze względu na opłacalność. One od początku były jakieś słabe, chorowite, choć zawsze karmimy tylko swoją paszą - dajemy sianokiszonki - ospa, owies, pszenica, jęczmień, kukurydza, bez sztucznych pasz. Tylko tym małym na początek dajemy granulat dla cieląt. Karmienie trzy razy dziennie, stały dostęp do wody.                 Przez to w rolnictwie nie ma wakacji i czasu na urlop. Bo obrządek musi być codziennie - bez względu na to, czy świątek, czy piątek.

Reklama

- Każdy mówi, że rolnik ma dobrze, dopłaty z Unii, ale nie patrzy, ile to kosztuje wysiłku. Czasem cały dzień w polu, od świtu do zmierzchu - dodaje nasza rolniczka.

Jak mówi jej mama Barbara Drożdżał, na pewno to już nie jest to samo co kiedyś, bo wcześniej ludzie robili to co dziś robi maszyna...

- Kiedyś to było ludzi w polu widać, szło się na cały dzień, brało mleko, gotowane jajka, chleb, ludzie pracowali, rozmawiali, te kontakty się utrzymywało a teraz jakby ktoś zasłabł w polu, to by nawet nikt nie wiedział - mówi seniorka, która z mężem chętnie udziela się w miejscowym Klubie Seniora.      

Reklama

Zakorzenieni w tradycjach i mocno związani z ziemią mieszkańcy gm. Mirzec nie zamierzają jednak poprzestać na uprawie ziemi...         

- Teraz planujemy remont domu i obory, żeby na nowo zwierzęta wprowadzić. Tato przeszedł na emeryturę, będzie mógł już tak w pełni pomóc a tak ubolewa, że nawet krowy nie ma. W przyszłym roku planujemy wrócić do hodowli jałówek. Póki co mamy dużo drobiu: kury, kaczki gęsi, indyki a w stajni jest koń a w zasadzie klacz śląska, typowo rekreacyjna pod siodło, którą chętnie dosiadają nasze dwie córki (10 i 14 lat) - mówi pani Agnieszka. - Całe gospodarstwo jest zmechanizowane, jest ciągnik i inne niezbędne maszyny, dlatego szkoda, żeby to stało i marnowało się. Aż się prosi, żeby to gospodarstwo na nowo wskrzesić, choć nie jest to wcale opłacalne. Bardziej z przyzwyczajenia, zamiłowania do ziemi i tradycji chcemy też dzierżawić, żeby nie stała odłogiem. Wbrew powszechnym opiniom to bardzo ciężka praca, trzeba zasiać, żeby zebrać a to samo się nie zrobi. Ale jak ktoś to robił od dziecka i w dodatku to lubi, to ciężko wykorzenić! 

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 24/12/2025 09:00
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    pytanie - niezalogowany 2025-12-24 09:32:53

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Fur Deutschland - niezalogowany 2025-12-24 11:56:04

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama