Reklama

W finale postawiłem wszystko na jedną kartę

- Niesamowite jest to, jak wiele osób trzymało za mnie kciuki. To mobilizowało mnie do jeszcze lepszego występu. Wszystkim tym osobom chciałbym serdecznie podziękować – powiedział Mateusz Borkowski, piąty zawodnik w finałowym biegu na dystansie 800 metrów podczas mistrzostw Europy seniorów w lekkoatletyce. Specjalnie dla Czytelników TYGODNIK-a podzielił się swoimi wrażeniami ze startu w Berlinie i poprawienia rekordu życiowego, co było jednym z jego sportowych marzeń.


TYGODNIK: Dotarło już do ciebie to, co stało się kilka dni temu w Berlinie?

M. BORKOWSKI, WYCHOWANEK LKB RUDNIK: - Szczerze mówiąc nie. Nie miałem zbyt wiele czasu na to, by myśleć o starcie. Jestem w Szczecinie (z wychowankiem Ludowego Klubu Biegacza Rudnik rozmawialiśmy w miniony wtorek – przyp.red.), za chwilę wezmę udział w mitingu w Szwecji. Cały czas jestem w pracy. Mam nadzieję, że za kilka dni wrócę do domu, odpocznę, bo czas w życiu sportowców biegnie niesamowicie szybko. Najbardziej cieszę się z tego, że zakończyłem zmagania na 5. miejscu w Europie, poprawiając swój rekord życiowy.

Rozmawialiśmy przed wyjazdem na mistrzostwa do Berlina. Powiedziałeś wówczas, że już sam awans do ścisłego finału biegu na 800 m będzie dużym osiągnięciem. Co pomyślałeś, po piątkowym półfinale, kiedy wiedziałeś, że następnego dnia stoczysz walkę o medal?


Po biegu półfinałowym zapytałem samego siebie: Mateusz, chłopie, co ty zrobiłeś? Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Przed startem rozmawiałem zarówno z Adamem Kszczotem, jak i Michałem Rozmysem. Obaj podkreślali, że będzie ciężko. Wierzyłem w siebie, wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany i jestem w dobrej dyspozycji. Szczególnie pod względem charakteru. Po awansie do finału, nie kalkulowałem. Miałem świadomość tego, że niektórzy z faworytów już zakończyli start w ME. Reprezentant Hiszpanii, który zajmował 1. miejsce na europejskich listach, nie znalazł się w finale. Z 20 wynikiem, byłem w najlepszej ósemce. Jestem pod wielkim wrażeniem. Tym bardziej, że był to mój pierwszy, start w tak poważnych zawodach seniorskich.


Najważniejszy moment mistrzostw to bieg eliminacyjny czy może sam finał?


Pod względem nastawienia psychicznego i psychologicznego, najbardziej istotny był pierwszy bieg. Czułem presję, że jak wypadnę słabo, nie będzie dla mnie miejsca w półfinale. Czwartkowy bieg pokazał, że stać mnie na wiele i że jestem w stanie pokazać się z jak najlepszej strony. Nabrałem pewności siebie. W ostatnim biegu, nie miałem nic do stracenia. Postawiłem wszystko na jedną kartkę. Pobiegłem odważnie. Byłem pod wrażeniem wyniku. Z drugiej strony, mogłem liczyć na taki rezultat, dzięki wspólnej pracy jaką wykonaliśmy z trenerem Stanisławem Jaszczakiem.


W półfinale i finale kapitalny w twoim wykonaniu był finisz na ostatnich 200 i 100 metrach. Taka była taktyka, by trzymać się blisko stawki, a dopiero pod koniec ruszyć mocniej do przodu?


Trener powiedział do mnie: poczekaj na nadarzający się moment i dopiero wtedy rusz. Taktyka, jJak widać zdała egzamin, szkoleniowca opłacało się słuchać. W półfinale było ciasno. Znalazłem się na 4-5 torze. Niektórzy pisali, że wykonałem chyba najszerszy finisz w biegu na 800 m. Na sukces złożyło się szczęście, ale przede wszystkim wiele wysiłku i pracy podczas treningów. Opłacało się, by walczyć o start w ME.


W finale biegłeś na luzie psychicznym bez obciążenia?


Dokładnie. W eliminacjach i półfinale zrobiłem to co do mnie należało. Start w ostatnim biegu, był extra dodatkiem. Nic nie stało zatem na przeszkodzie by zaatakować. Przed finałem powiedziałem sobie, że jedno z moich największych marzeń już się spełniło. Czas na kolejne. Po biegu finałowym czułem lekki niedosyt, bo zdawałem sobie sprawę z tego, jak blisko byłem strefy medalowej. Czołówka była na wyciągnięcie ręki. Za późno zaatakowałem, a później musiałem gonić. Byłem blisko Michała Rozmysa, który walczył o 3. lokatę, plasując się ostatecznie tuż za podium.


Zwycięzcą okazał się główny faworyt ekspertów i bukmacherów – Adam Kszczot. W komentarzach po ME, przewija się jednak wasz wątek,  jako następców wielkiego mistrza.


Trzech Polaków w finale biegu na 800 m to ewenement w skali polskiej lekkoatletyki. Fajnie, że dwóch młodych wilków, depcze doświadczonemu zawodnikowi po piętach. Dla mnie to wielka motywacja, że awansowaliśmy w komplecie. Jest komfort psychiczny, kiedy wiesz, że biegną obok ciebie koledzy z reprezentacji. Trzymamy się razem. Razem z Adamem trenujemy w jednym klubie RKS Łódź. To historyczny moment. Pokazaliśmy, że polska siła na ME jest duża. To, że Adam wygrał nie było dla nas żadnym zaskoczeniem i niespodzianką. Po eliminacjach wiedzieliśmy, że jest w gazie, co później tylko potwierdził. W finale pierwsze 400 m biegliśmy w wolnym tempie. W drugim pobiegliśmy szybciej. W wielu wywiadach mój klubowy kolega podkreślał, że mistrzostwa stały na wysokim poziomie. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę to, że każdy z nas zszedł poniżej czasu 1:46.50. Ze złota Adama cieszyliśmy się wspólnie. Gratulowaliśmy mu. Ale na świętowanie nie było zbyt dużo czasu. Po finale ufałem się na kontrolę antydopingową. Po powrocie ze stadionu, ok. godz. 23 wróciłem do hotelu.


To była najtrudniejsza noc podczas mistrzostw?


Nie mogłem zasnąć. Tak byłem wyczerpany. Stało się to dopiero, ok. godz. 2-3 w nocy.


Po półfinale powiedziałeś, że sukces dedykujesz siostrze, która następnego dnia wychodziła za mąż. Jak rodzina przyjęła informację z Berlina?


Bieg finałowy zaplanowano na godz. 20.30. Wiem, że wesele zostało przerwane. Powiem szczerze: nie było mi łatwo podjąć decyzję czy jechać na ME czy być wraz z rodziną na weselu siostry. Rodzina zawsze jest najważniejsza. Ale w tym przypadku pomogła rozmowa z siostrą, która doskonale mnie rozumie. Miała świadomość, przed jak wielką szansą stanąłem. Wiedziała, że mogę zarówno jej jak i najbliższym sprawić radość. Goście weselni zatrzymali się na kilka minut. Oglądali mój występ na przygotowanym specjalnie na tę okazję telebimie. Dziękuję im z całego serca, że trzymali za mnie kciuki i kibicowali. Czułem ich wsparcie. Otrzymałem od nich mnóstwo smsów, telefonów z gratulacjami.


Niedziela była ostatnim dniem mistrzostw Starego Kontynentu. Była okazja do tego by kibicować naszej mistrzyni w rzucie młotem Anicie Włodarczyk czy innym z biało-czerwonych?


Byliśmy razem na stadionie, ale zmęczenie dało o sobie znać. Nie mogłem zasnąć, emocje były tak wiele. W poniedziałek wróciłem do Polski. Za kilka dni wezmę udział w mitingu w Szwecji. W środę staruję w zawodach w Chorzowie, razem z Adamem Kszczotem oraz wicemistrzem Europy w biegu na 1500 m Marcinem Lewandowskim. Tęsknię za powrotem do rodzinnego domu.


Rozmawiał Rafał Roman

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do