Reklama

Syn ukradł oszczędności moje i męża

- Dla mnie to ogromny cios. Nie wiem w jaki sposób można było posunąć się do tego stopnia, by schorowanej matce ukraść gotówkę. Nigdy czegoś podobnego nie zrobiłabym swoim rodzicom - mówi ze łzami w oczach 83-letnia starachowiczanka. Kiedy wróciła do swojego mieszkania z kilkudniowego pobytu w szpitalu, okazało się, że z szafy w której trzymała pieniądze zniknęło 20 tys. zł. Policja odnalazła je u syna, a jego samego zatrzymała, stawiając zarzut z art. 278 kodeksu karnego.


TYGODNIK: Pani historia jest przykładem na to, że nawet bliskiej osobie nie można ufać?

POSZKODOWANA 83-LATKA ZE STARACHOWIC: - Miałam udar mózgu. Trafiłam na oddział neurologiczny starachowickiego szpitala. Leżałam tam kilka dni, będąc pod stałą opieką fachowców. 30 maja wypisano mnie. O tym kiedy wychodzę wiedziała wnuczka, która przyjechała po mnie do szpitala i zawiozła do mieszkania.

Kiedy zorientowała się pani, że brakuje 20 tys. zł?

- Wczesnym popołudniem, kiedy byłam już w mieszkaniu coś tknęło mnie, by sprawdzić czy pieniądze nadal są w domu. Były ukryte w miejscu, o którym nie wiedział praktycznie nikt. Zupełnie przypadkowo podeszłam do szafy, otworzyłam drzwi. Gotówki nie było. Zmroziło mnie. Z wrażenia usiadłam na łóżku. Już wcześniej miałam przeczucie, że coś jest nie tak. W pierwszej kolejności nie pomyślałam jeszcze o tym, że może za tym stać syn. Zadzwoniłam do niego i zapytałam, czy wziął pieniądze. Nie odpowiedział nic i rozłączył się.

Nie zdziwiło to panią, w jaki sposób dostał się do mieszkania?

- Nie,  dlatego, że sama dałam mu klucze. 22 maja kiedy trafiłam do szpitala, przyszedł do mnie. Nie był sam. Wraz z nim była kobieta. Jak twierdził dobra znajoma. Dałam mu klucze, prosząc jednocześnie, by poszedł do domu, zrobił mi kanapki i przyszedł z nimi do szpitala. Rzeczywiście jeszcze tego samego dnia, z kanapkami pojawili się w szpitalu. Powiedziałam mu by oddał mi klucze. Zapytał tylko: po co ci one? Nie chciał dalej rozmawiać, wyszedł z sali.

20 tys. zł, które trzymała pani w mieszkaniu to spora kwota. Nie zastanawiała się pani nad tym, by pieniądze wpłacić na konto?

- Przez wiele lat pracowałam w Fabryce Samochodów Ciężarowych. Mąż w Przedsiębiorstwie Topienia Bazaltów w Starachowicach. Zmarł kilka miesięcy temu. W mieszkaniu zostałam sama. Były to nasze wspólne oszczędności, które w przyszłości miałam podarować synom. Kiedy dzwoniłam do jednego z nich i zaczęłam podejrzewać go o kradzież, powiedziałam mu wprost, że jeśli je ma u siebie i nie odda ich, powiadomię policję. Odpowiedzi z jego strony nie było. Odłożył tylko słuchawkę. Policja przesłuchiwała mnie w domu. Przyjechali, porobili zdjęcia, zabezpieczyli ślady.

Pewnie dla pani było szokiem to, kiedy okazało się, że pieniądze są u niego w mieszkaniu, a za pozostałą część kupił m.in. przenośny komputer?

- Popłakałam się, nie mogąc zrozumieć tego, że to syn, a nie osoba dla mnie obca, dopuścił się przestępstwa. Wspólnie z mężem wychowywaliśmy go tyle lat, postaraliśmy się, by usamodzielnił się i miał dach nad głową. Zainwestowaliśmy sporo pieniędzy w mieszkanie dla niego, to odwdzięczył nam się w taki sposób. Od pewnego czasu nasze relacje bardzo zmieniły się i nie są już takie, jak były kiedyś. Ochłodziły się. Gotówka miała być prezentem dla niego i drugiego syna.

Czuje pani żal, za to co zrobił?

- Kiedy sprawą zajęła się już policja i został zatrzymany, zadzwonił do mnie mając mi za złe, że zgłosiłam kradzież. Jakie miałam jednak wyjście, jeśli gotówki nie byłam w stanie odzyskać? Na domiar złego nie potrafiłam dojść z nim do porozumienia. Musiałam zgłosić to na policji, choć bardzo tego nie chciałam. Żałuję, że wszystko potoczyło się tak szybko. Miałam jeszcze nadzieję, że przyjdzie skruszony i wyjaśni to co zrobił. Zaskoczył mnie negatywnie.

Syn przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze. Nie obędzie się chyba bez rozprawy w sądzie.

- Zastanawiam się właśnie jak spojrzę mu wówczas w oczy. Jak się zachowa? Co powie? Czy będzie w stanie mi to wyjaśnić? Swoich rodziców kochałam i nigdy nie posunęłabym się do tego stopnia, by kraść im pieniądze. Mógł przyjść, porozmawiać, poprosić o gotówkę. Nie byłoby takiego problemu i niepotrzebnego rozgłosu. Pieniądze dałabym mu.

Rozmawiał Rafał Roman

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do