Reklama

Strażackie bolączki

Nie bez kozery zawód strażaka, określany jest mianem wysokiego ryzyka. Wielokrotnie przekonują się o tym uczestnicy akcji ratowniczo-gaśniczych, którzy w trakcie realizowanych czynności napotykają na swojej drodze liczne przeszkody. Z jakimi problemami muszą zmagać się najczęściej? O tym w raporcie TYGODNIK-a. Głos mają ratownicy ze Starachowic, Końskich i Skarżyska-Kam.

Korytarz życia i brak reakcji na sygnały

  - Czasami strażackie wozy mają trudności z przejechaniem ulicy, bo jest dosłownie zablokowana autami. Ten specyficznie brzmiący sygnał dźwiękowy wozu PSP jakoś nie zmusza kierowców do zrobienia korytarza ratunkowego. A powinno być inaczej, sprawniej - uważa mł. bryg. Ryszard Stańczak, komendant powiatowy PSP w Końskich.

- Wiadomo, że w miastach samochodów prywatnych przed każdym blokiem parkuje bez liku. Ich kierowcy powinni nie zastawiać dojazdów pod każdą klatkę. Bo tak się zdarza, że ciężki wóz strażacki musi pod drzwi klatki dotrzeć, bo się pali na piętrze i ludzie potrzebują pomocy. A tu akurat na chodniku przed blokiem, zatrzęsienie aut. Parking? Żadną miarą wóz bojowy się nie wciśnie. Strażacy sobie poradzą, ale olbrzymim wysiłkiem fizycznym każdego funkcjonariusza. Samochód gaśniczy ustawią obok szczytu bloku, a sami rozwiną linię gaśniczą 20, 40, 60 metrów długości - dodaje komendant Stańczak.

Zawodowi ratownicy z JRG Skarżysko do listy bolączek z jakimi muszą się zmagać mogą dopisać zachowanie kierowców.

- Praktycznie podczas każdej akcji używamy sygnałów zarówno świetlnych jak i dźwiękowych. Niekiedy dochodzi do sytuacji, w których kierowca samochodu znajdującego się przed wozem bojowym, w pewnym momencie zachowuje się wręcz panicznie i np. zatrzymuje auto. W tym przypadku, na wąskiej i często zastawionej przez inne auta drodze, trudno jest mówić o wyprzedzaniu – zaznaczył asp. Rafał Maciejczak, rzecznik prasowy KPP Straży Pożarnej w Skarżysku.

Jak mówi, w ostatnich latach na pewno na plus zmieniła się świadomość społeczna, co do stosowania tzw. korytarzy życia. 

- To główna zasługa szeroko rozumianych kampanii społecznych oraz przekazów medialnych. Mówi się o tym bowiem coraz częściej, a takie akcje profilaktyczne przynoszą odpowiednie korzyści. I oby tak pozostało – uzupełnia nasz rozmówca.

Uciążliwy dojazd do miejsca zdarzenia

Przez miasto często przychodzi przebijać się strażakom z KP PSP Starachowice. - Ok. godz. 14, przejazd wiaduktem, czyli ul. Ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego jest mocno utrudniony. Zwłaszcza, że z jednej strony pojazdy nie mają gdzie zjechać na pobocze, tworząc korytarz życia – podkreślił st. kpt. Konrad Dąbrowski, rzecznik prasowy KP PSP w Starachowicach.

Jeszcze gorzej jest w Końskich. Sytuacja na ul. Strażackiej zwłaszcza przed bramami wyjazdowymi z garaży PSP, niekiedy woła o pomstę. Z siedziby PSP wyjeżdżają wozy strażackie. Te olbrzymie samochody mają mały promień skrętu. Po drugiej stronie Strażackiej stoją samochodziki osobowe. Żeby na tej dość wąskiej ulicy skręcić w lewą lub prawą stronę kierowca musi nim precyzyjnie manewrować. A to zajmuje dość dużo czasu,  by ominąć, nie zdrapać auta. Przecież po tamtej stronie stoją znaki zakazu zatrzymywania się i postoju. Jakby tego było mało takie same namalowano na jezdni. A ludzie stawiają auta i... po kłopocie?

- Czasami policjanci pouczają mandatami tych kierowców, który zostawiają "tylko na chwilę" swój samochód naprzeciw wyjazdów z budynku straży pożarnej - mówi st. kpt. Robert Pałosz z KP PSP Końskie.

Z podobnym kłopotem w trakcie realizowania tzw. akcji ratowniczo-gaśniczych muszą zmagać się strażacy z powiatu skarżyskiego.

- Jak każda praca, również i ta ma swoją specyfikę - powiedział w rozmowie z TYGODNIK-iem oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Skarżysku-Kam. - Nasza jednostka położona jest w szczególnym miejscu. Dlaczego? Chodzi głównie o dojazdy na miejsce zdarzenia. Przez nasz powiat przebiegają m.in. droga krajowa nr 42, a także ekspresowa "siódemka", będąca nitką łączącą Warszawę, Kielce i Kraków. Wspomnianymi trasami zarówno w ciągu dnia, jak i nocy porusza się mnóstwo pojazdów, co z pewnością stanowi pewne zagrożenie. Względem innych powiatów i regionów województwa świętokrzyskiego odnotowujmy większą ilość zdarzeń drogowych. W tym kolizji i wypadków – dodał.

Skarżyscy strażacy, by wyjechać z jednostki i udać się np. w kierunku Kielc, muszą praktycznie przedzierać się przez centrum miasta. - Proszę uwierzyć w to, że w godzinach szczytu nie jest to zadanie łatwe. Zwłaszcza dla kierowcy ciężkiego wozu bojowego, który podczas jazdy musi być nie tylko skupiony i skoncentrowany na swojej pracy. Jego głównym zadaniem jest to, by w sposób jak najszybszy i jak najbardziej bezpieczny dotrzeć na miejsce zdarzenia. Musi zwracać uwagę nie tylko na strażackie auto, ale przede wszystkim na innych uczestników ruchu drogowego – podkreślił asp. Maciejczak.

Dostęp do wody

- W każdej miejscowości, gdzie jest wodociąg znajdują się hydranty, a na pewno miejsca na magistrali, do których przybywający do akcji strażacy mogą sobie hydrant zamontować. Władze gmin są zobowiązane do kontrolowania i utrzymywania hydrantów lub sprawnych zaworów w tych miejscach. Każda miejscowość jest przez funkcjonariuszy PSP kontrolowana - mówi mł. bryg. Ryszard Stańczak.

Hydranty muszą być sprawne, by samochody mogły ją zatankować, a potem autopompą podać do węży gaśniczych. Woda, jaką strażacy posiadają w samochodzie wystarcza na pięć minut gaszenia, czyli na pierwsze uderzenie.

- Na hydranty zwracamy szczególną uwagę. Za każdym razem, kiedy występują z nimi problemy zgłaszamy to do odpowiednich organów. Podobnie jest w przypadku obiektów, na których odbywają się cykliczne ćwiczenia – zaznaczył rzecznik Dąbrowski, który zwrócił uwagę na jeszcze jeden, istotny fakt. - Podczas akcji gaśniczych prowadzonych zimą, metalowe elementy hydrantów zamarzają. Wówczas musimy być przygotowani i na taki scenariusz – dodał.

Mimo podjętych działań kontrolnych od czasu do czasu zdarzają się problemy z dostępem do wody. Najlepiej obrazuje przykład sprzed kilku lat. Na ul. Elaboracji w Starachowicach doszło do gigantycznego pożaru na terenie centrum recyklingu. Akcja gaśnicza, w trakcie której zaangażowani byli nie tylko strażacy z powiatu starachowickiego, ale również innych miast województwa świętokrzyskiego trwała kilka dni. Kłopotem z jakim musieli zmagać się ratownicy był dostęp do wody. Strażackie pojazdy musiały pokonywać dziesiątki kilometrów, dowożąc ją do miejsca zdarzenia.

Tłum gapiów

Za skandaliczne należy uznać zachowanie niektórych osób, które w czasie akcji gaśniczych stoją z boku, dogadując lub naśmiewając się z pracy strażaków.

- Na pewno jest to powszechne zjawisko, z jakim wielu strażaków w przeszłości już się zetknęło lub dopiero się zetknie – wyjaśnił asp. Rafał Maciejczak. Co ma na myśli?

 - Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, iż nie każdy z mieszkańców wie jak postępować w chwili zagrożenia ludzkiego życia czy zdrowia. Do tego dochodzą dodatkowe nerwy i stres, z którymi również trzeba sobie odpowiednio poradzić. W trakcie wykonywania obowiązków służbowych dochodzi jednak do przykrych dla nas sytuacji. Ludzie, którzy stoją z boku i przyglądają się działaniom najwyraźniej czerpią z tego rozrywkę. Straż pożarna na pewno nie jest to po to, by im to dostarczać – dodał.

Czego zatem wymagać od takich osób? Jak podkreślają strażacy, jeśli nie chcą pomóc, wystarczy by nie przeszkadzali. - Tłum gapiów to jedno. Drugie, nie mniej istotne jest to, by uspokoić nastroje. Nerwy i pośpiech nie są zapewne najlepszym doradcą – stwierdził asp. Maciejczak.

Kluczowa jest realna ocena sytuacji

Dla strażaków, wielokrotnie kluczowe znaczenie odgrywa realna ocena danej sytuacji. W tym przypadku nieocenioną rolę odgrywa dyżurny stanowiska kierowania. Jak pokazują wydarzenia ostatnich lat, nie każdy ze zgłaszających problem potrafi go realnie opisać.

- Podstawowa sprawa to ocenienie realnego zagrożenia. Dyżurny nie jest na miejscu zdarzenia, a do niego należy ocena czy wysłać jeden zastęp czy może znacznie większą liczbę - mówił st.kpt. Konrad Dąbrowski.

- Dochodzi do sytuacji, w których osoba zgłaszająca prosi o pomoc strażaków, opisując skalę zagrożenia. Kiedy przyjeżdżamy na miejsce, rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie inna. W innej sytuacji, mieszkańcy bagatelizują problem. Tymczasem zagrożenie jest zdecydowanie większe – podkreślił rzecznik Dąbrowski. Tak jest choćby w przypadku pożarów sadzy w przewodach kominowych.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do