Reklama

Kłusownik postrzelił kolegę. Koniec sądowej sprawy

Starachowicki Sąd Rejonowy, gdzie toczył się proces, zamknął przewód, a strony (zarówno Prokuratura Rejonowa, oskarżyciel posiłkowy oraz obrońca oskarżonego) wygłosiły mowy końcowe. Zanim to nastąpiło, relacje z tragicznego wydarzenia z 30 listopada ub. roku złożył funkcjonariusz Komisariatu Policji w Bodzentynie, który przesłuchiwał wówczas podejrzanego mężczyznę.

Kula w łopatce


- Po postrzale, oskarżony opowiedział mi o tym, w jaki sposób do tego doszło – mówił policjant. – Tego dnia, ok. godz. 9, pokrzywdzony zadzwonił na telefon komórkowy oskarżonego. Umówili się przed domem, że pójdą do lasu na polowanie. W pewnym momencie rozdzielili się. Mieli spotkać się w okolicach kolejki. Oskarżony stwierdził, że oddał strzał, w wyniku którego postrzelony został kolega – stwierdził świadek. Broń miała pochodzić z opuszczonego domu, w którym jeszcze do niedawna przebywał sąsiad. Mężczyzna zmarł.

- Oskarżony wyjaśnił, że w chwili kiedy udali się na polowanie, oprócz jednostki broni palnej kaliber 12, miał przy sobie nóż. Broń trzymał w prawej ręce. Stwierdził, że w pewnym momencie poślizgnął się na śniegu i oddał strzał. Kula trafiła w łopatkę. Poszkodowanego wziął pod rękę. Po przejściu ok. 50 metrów, słabł. Oskarżony zaczął tamować krwawienie. Zadzwonił w tym czasie do swojej matki, by ta wezwała pogotowie ratunkowe. Po upływie ok. godziny, w lesie pojawił się brat poszkodowanego, którego przetransportowano wozem – opowiadał policjant. Mężczyzna, który oddał strzał, jak wynika z ustaleń, porzucił broń, nóż oraz amunicję. Przedmioty zostały odnalezione później, m.in. kiedy w sprawę zaangażowani zostali stróże prawa z Komendy Miejskiej, a także Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.

- Oskarżony wskazał nam miejsce, gdzie wypaliła broń. Przyjechała grupa dochodzeniowo-śledcza, która zabezpieczała pozostawione ślady. Z informacji, jakie dotarły do mnie później wynika, iż policjanci znaleźli jeszcze jedną jednostkę broni. Łącznie dwie: kaliber 12, która jak wskazano na początku należała do oskarżonego B. i drugą, kaliber 16 – zeznał funkcjonariusz KP Bodzentyn.

Broń numer 2


W Sądzie Rejonowym, podczas ostatniej rozprawy przed ogłoszeniem wyroku, zeznania miała składać matka oskarżonego. Jako osoba najbliższa skorzystała jednak z przysługującego jej prawa, do odmowy składania wyjaśnień. Zeznania uzupełnił oskarżony:

- Druga broń należała do poszkodowanego. Miał ją przy sobie, dlatego też została w lesie później znaleziona. Miałem świadomość tego, że poszliśmy na kłusowanie. Przez las szliśmy w taki sposób, by drogi krzyżowały się. Tak by przechodzić na drugą stronę i naganiać zwierzynę. Wcześniej nie strzelałem z tej broni. Nie wiedziałem w jakiej odległości poszkodowany znajdował się ode mnie. Poślizgnąłem się i doszło do wystrzału. Broń załadowałem wypaliła niechcący. Z pewnością nie był to strzał celowy – powiedział pochodzący z powiatu kieleckiego mężczyzna.

Sędzia Stefan Czebieniak dopytywał oskarżonego, czy nie pomylił postrzelonego ze zwierzyną. – Na pewno nic takiego nie miało miejsca – dodał. Prokuratura Rejonowa w mowach końcowych wnosiła o uznanie Michała B. za winnego i wymierzenie łącznej kary 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności, a także przepadek dowodów rzeczowych.

Na wyrok poczeka


– Zgromadzony w tej sprawie materiał dowodowy pozwolił na ustalenie stanu faktycznego. Dowody nie budzą żądnych wątpliwości, co do winy oskarżonego. B. Przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów, w tym m.in. nielegalnego posiadania broni i kłusownictwa. W przeszłości był już karany. Czyny, jakich się dopuścił, wskazują na wysoki stopień szkodliwości społecznej. W ocenie urzędu prokuratorskiego, dowody wskazują na jego sprawstwo - powiedziała prokurator.

O wymierzenie możliwie łagodnej kary, wnosił obrońca B. – Sprawa dla organów ścigania była oczywista, tym bardziej, iż oskarżony przyznał się, złożył obszerne wyjaśnienia. Dzięki takiej postawie, urząd prokuratorski miał o wiele łatwiejsze zadanie w ustaleniu faktów. Mój klient współpracował z policją i prokuraturą. Wskazał m.in. miejsce gdzie leżała broń – mówił mecenas Andrzej Michalczuk.

– Do postrzału doszło w sposób przypadkowy. Jego późniejsze działania przyczyniły się do tego, że poszkodowany nie został sam w lesie, uratował mu życie. Gdyby nie takie działanie, poszkodowany mógłby się wykrwawić. Tamował krew, powiadomił matkę, zorganizował transport do zespołu ratownictwa medycznego. To zasługuje na podkreślenie. Mój wniosek jest taki, by sąd uznał go winnym, ale wymierzył karę wolnościową, na tyle na ile oczywiście pozwalają przepisy prawa – dodał.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do