Reklama

Kiedy samochód zbliżał się do torów, ogarnął mnie strach

Jednym ze świadków, który składał zeznania w sprawie poważnego wypadku, na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Stawie Kunowskim (gm. Brody), był funkcjonariusz policji, który tego dnia, wspólnie z kolegą pełnili służbę patrolową.

- Informację o tym, że stało się coś złego na przejeździe otrzymaliśmy od dyżurnego starachowickiej jednostki. Byliśmy szybko na miejscu zdarzenia – powiedział. - Lokomotywa i kilka wagonów znajdowały się poza torami. Kabina samochodu ciężarowego leżała w odległości ok. 100 metrów od miejsca, gdzie doszło do zderzenia. Obok niej leżeli dwaj mężczyźni. Udałem się do maszynisty pociągu, który nie wysiadał z lokomotywy, nad którą wisiały kable trakcji. Przyjechało pogotowie ratunkowe – dodał.

Policjant rozmawiał z maszynistą. - Z jego relacji wynikało, że widział jak w bliskiej odległości od przejazdu znajdował się pojazd ciężarowy. W pewnym momencie z niewiadomych przyczyn samochód ruszył do przodu i wjechał pod pociąg. Nie wiem czy maszynista mówił, że używał sygnalizacji dźwiękowej. Twierdził, że droga hamowania pociągu to kilkaset metrów, z uwagi na długość zestawu. Jego zdaniem nie było możliwości zahamowania składu przed samochodem – podkreślił.

Jak dodał, z oskarżonym dziś kierowcą był utrudniony kontakt. - Nie rozmawiałem z nim jak doszło do wypadku – zaznaczył.

Kabina w powietrzu


Bezpośrednim świadkiem katastrofy był 41-letni monter urządzeń chłodniczych. Mężczyzna kierował ciężarówką, która znajdowała się po drugiej stronie przejazdu. - Dojeżdżałem do przejazdu, kiedy zauważyłem samochód po przeciwnej stronie torów. Z mojej lewej strony nadjeżdżał pociąg. Jak się zatrzymałem, był w odległości ok. 50 m. Kiedy go zobaczyłem, stwierdziłem, że nie będę wjeżdżał na przejazd, bo nie zmieszczę się z drugą ciężarówką. Zatrzymałem się przed znakiem "stop". Nie miałem zamiaru wjeżdżać na tory. Spoglądałem na pociąg i ciężarówkę. Ogarnął mnie strach, kiedy zobaczyłem, że oskarżony swoją ciężarówką powoli wjeżdża na przejazd. Pociąg był wówczas w odległości ok. 7 metrów od ciężarówki. Kierowcy nie widziałem. Potem był tylko huk  – stwierdził.

Świadek jechał renault z piaskowni w Brodach.  - Ten przejazd nie miał zapór, ani sygnalizacji świetlnej. Pojazd asenizacyjny miałem w zasięgu wzroku. W momencie kiedy doszło do zderzenia, kabina odleciała, a wypadł z niej mężczyzna. Po chwili znalazła się na ziemi. Mężczyzna był przytłumiony. Nie wiedział jednak, w jaki sposób wjechał pod pociąg. Był przytomny, cały we krwi. Drugi mężczyzna znajdował się w bliskiej odległości. W górę wyleciał również silnik. Z tego co pamiętam, kierowcą był młodszy z mężczyzn. Sygnału dźwiękowego z lokomotywy nie słyszałem. Nie wiem czy maszynista używał go – mówił w sądzie.

41-latek do dziś nadal jeździ tą drogą, pokonując przejazd kolejowy. - Od tragedii zostały zrobione jedynie progi zwalniające. Jakie warunki atmosferyczne panowały wtedy? Było widno. W okolicach przejazdu znajdowały się krzaki, które później wycięto. Według mnie ani ciężarówka, ani pociąg nie jechały szybko, tym bardziej, iż szambiarka musiała zwolnić przed zakrętem. Pociąg mógł jechać z prędkością ok. 40-50 km/h, ale tego nie jestem pewien. Słychać było tylko pisk kół i szyn. Dźwięk uderzenia był spory – opisywał.

Rozbieżność co do wartości szkody


Na pytania obrońcy oskarżonego o spowodowanie katastrofy kolejowej, opowiadał radca prawny PKP Polskich Linii Kolejowych S.A. Był pełnomocnikiem strony pokrzywdzonej. Jego zeznania, składane w postępowaniu prokuratorskim, dotyczyły wysokości strat, jakie poniosła spółka w związku z tym zdarzeniem. Oszacowano je na ponad 500 tys. zł (m.in. 65 tys. naprawa trakcji, ponad 67 tys. naprawa torów kolejowych, ok. 367 tys. roboty naprawcze).

- Ubezpieczyciel wypłacił nam jedynie ponad 340 tys. zł mimo, iż szkoda według nas była znacznie wyższa. W lutym br. ten sam ubezpieczyciel wypłacił kolejne 22 tys. zł tytułem odszkodowania. Od tamtej pory nie odzyskaliśmy nic więcej – powiedział radca prawny. - Do zapłaty pozostała jeszcze różnica, a zatem ponad 223 tys. Łącznie odzyskaliśmy ponad 300 tys. zł. Ubezpieczyciel nie kwestionował wysokości szkody – dodał.

Wartość wyceniona przez PKP to jedno, drugie to kwota jaka znalazła się w przygotowanej na zlecenie prokuratury opinii biegłego. A ta, jak się okazuje jest znacznie niższa. Z czego to wynika? - Różnice wynikają z okoliczności szkody, różnej oceny danego zdarzenia, warunków pogodowych czy też podmiotów, które zajmują się likwidowaniem szkód po wypadku – przyznał radca.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do