Reklama

Adrenaliny związanej ze startami mi nie brakuje

Wyjazdy na zgrupowania, udział w zawodach zakończonych sukcesami i lata wyrzeczeń związanych z reżimem treningowym. Dla Wojciecha Jarosza, zawodnika starachowickiej Juventy Kobex, który największe triumfy świecił pod okiem szkoleniowca Adama Dzika, to już przeszłość. Jak odnajduje się w nowej rzeczywistości, jak traktuje dziś bieganie? O tym i nie tylko, w rozmowie z TYGODNIK-iem.


TYGODNIK: Podczas biegu w Wąchocku, rozgrywanego w ramach nocnego maratonu wokół świętokrzyskich zalewów wodnych, uplasowałeś się na 5. miejscu z czasem 54:31. Wynik traktujesz jako sukces?

W. JAROSZ, ZAWODNIK JUVENTY KOBEX STARACHOWICE: - Tak naprawdę ze wszystkich biegów, w których brałem udział w tym roku, najmocniejszy był bieg w Wąchocku. Wyszła niezła średnia na kilometr. Ponownie zacząłem się ruszać. Staram się biegać trzy, cztery razy w tygodniu, tak by trzymać formę. Z obecną, na pewno nie zaliczałem się do grona faworytów, ale najważniejsze, że rywalizację udało się zakończyć bez kontuzji.

Bieganie w obecnej sytuacji znalazło się na drugim miejscu?


Dokładnie tak. Nie będzie przekłamania w tym, jeśli powiem, że jeszcze kilka lat temu bieganie to był mój zawód. Dziś jest inaczej. Nie zmienia to jednak faktu, że z zawodów rangi mistrzostw Polski wracałem z dorobkiem medalowym. W moim życiu zmieniły się priorytety. Lekkoatletyka i bieganie, w tym momencie to nic innego, jak tylko forma rekreacji, odskocznia od codziennych obowiązków.


Widać różnicę?


Na pewno nie ma już stresu, który związany był z każdym występem, startami w zawodach. Nie tylko na krajowej, ale także na międzynarodowej arenie. Nie zmienia to faktu, iż nadal chcę się sprawdzić w rywalizacji z innymi, ale już bez takiej otoczki jak kiedyś. Bieganie to moja miłość, której nigdy nie porzucę. Do uprawiania sportu nadal ciągnie. Nie jest łatwo zapomnieć o tym, co robiło się przez lata. Tak naprawdę ostatni mój poważny występ to start w półmaratonie. Później zmagałem się z kontuzją. Wrócić do biegania nie było łatwo. Nawet kiedy nie trenowałem, starałem się być w ruchu, jeździłem na rowerze rekreacyjnie. Korciło by poprawiać wyniki w pokonywaniu dystansu na dwóch kółkach. Żyłka rywalizacji co jakiś czas odzywała się we mnie.


Imprez biegowych w naszym regionie nie brakuje. Z zaciekawieniem zapewne śledzisz te wydarzenia.


Biegam ponad 16 lat. Przez pierwsze 10 lat, jedyną, dużą lekkoatletyczną imprezą, która odbywała się na naszym terenie był bieg im. Stanisława Staszica w Brodach, organizowany przez Sylwestra Dudka i Ludowy Klub Biegacza Rudnik. W ostatnich latach, pod tym względem zmieniło się wiele. W Starachowicach świetną robotę wykonuje stowarzyszenie Zabiegane Starachowice, co jakiś czas z bardzo dobrej strony pokazuje się stowarzyszenie Gmina Pawłów Plus. Fajnie, że udało się zorganizować imprezę w Wąchocku. Pokonywanie trasy wokół tamtejszego zalewu należy do przyjemności. Trasa jest oświetlona, równa.


Praca i obowiązki zawodowe absorbują bardziej, niż treningi i starty w zawodach?


Zostałem w Starachowicach. Pracuję w firmie Cerrad, która dynamicznie się rozwija i która jeszcze nie tak dawno była moim sponsorem. Jestem zadowolony z tego co robię. Na pewno jest absorbująca, bo wiąże się z wyjazdami. Niekiedy nie jest łatwo znaleźć czas, by połączyć jedno z drugim: pracę i bieganie. Nie ma na to czasu. W trakcie weekendu na pewno jest łatwiej. Nie oznacza to jednak, że z tego powodu jestem niezadowolony. Kiedyś było inaczej. Byłem wkurzony, kiedy opuściłem trening w miesiącu. Trenowałem codziennie. Całe życie trzeba było podporządkować pod lekkoatletykę. Dochodziły jeszcze szkoła, później studia.


Nie brakuje ci reżimu treningowego, wyjazdów na zgrupowania kadry, startów, etc.?


Nie. Wystarczy przytoczyć suche liczby. W ciągu miesiąca pokonywałem kiedyś ok. 300 km. W tym roku średnia to ok. 100 km w miesiącu. Różnicę widać gołym okiem. Pogodziłem się z myślą, że do sportu wyczynowego już nie wrócę. Cieszę się z tego, co udało mi się osiągnąć przez lata. Może trochę brakuje wyjazdów na kadrę.


Widząc w telewizji Adama Kszczota, medalistę mistrzostw Europy i świata, z którym miałeś okazję trenować, łezka w oku chyba musi się zakręcić...


Nie tylko z Adamem, ale również z Marcinem Lewandowskim mieliśmy okazję się spotykać. Fajnie, że coraz lepiej poczynają sobie młode wilki: Michał Rozmys i Mateusz Borkowski. Obaj startowali w ostatnich mistrzostwach Europy w Berlinie. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że Mateusz pobił należące do mnie rekordy województwa. Poprawiałem je co roku. Jego aktualny wynik na 800 metrów jest lepszy od mojego o 3 sekundy. Mam nadzieję, że będzie kontynuował medalowe żniwo. Wiele lat startów przed nim. Wróżę mu wielką karierę.


Jesień to końcówka sezonu biegowego. W którym biegu, na liście startowej znajdzie się nazwisko Wojciecha Jarosza?


11 listopada to niezwykle ważna data w dziejach naszego kraju. Tego dnia odbywać się będzie sporo imprez biegowych. Na pewno, o ile oczywiście zdrowie pozwoli w jednej z nich postaram się wziąć udział. Na wygraną się nie nastawiam. Będzie to forma sprawdzenia się, nie rywalizowania o konkretne miejsce.


Rozmawiał Rafał Roman

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama
Wróć do