Reklama

Święta, które pamięta serce - Wigilia i Boże Narodzenie w Świętokrzyskiem sprzed lat

Nie było kolorowych lampek ani plastikowych ozdób. A jednak święta miały w sobie ciepło, którego dzisiaj często nam brakuje. Tak zapamiętali je starsi mieszkańcy naszego regionu.

50 lat temu

- W domu było ciepło od pieca i od ludzi – wspomina pani Zofia. Mama gotowała kapustę z grzybami już od rana, na piecu stał garnek z kompotem z suszu, a pod białym obrusem zawsze było trochę siana.

Choinkę przynosiło się z lasu. Ozdoby robiło się własnymi rękami: łańcuchy z kolorowego papieru, orzechy malowane farbą, jabłka zawijane w bibułę. Prezenty były skromne – wełniane skarpety robione na drutach, rękawiczki, drewniany konik, lalka z gałganków, czasem książeczka z obrazkami. - Dostałem gumową piłkę i byłem najszczęśliwszy na świecie – uśmiecha się mąż pani Zofii, pan Józef.

Reklama

100 lat temu

Starsze pokolenia znają te święta z opowieści swoich rodziców i dziadków.

Nie było prądu. W izbie paliła się lampa naftowa, która rzucała drżące światło na ściany. Na stole stała kasza, groch z kapustą, ziemniaki z olejem lnianym, śledzie w cebuli i suszone grzyby. - Dziadek mówił, że przed wieczerzą ojciec obchodził całą zagrodę – wspomina pani Helena. – Dzielił się opłatkiem z krową i koniem, bo wierzono, że w tę noc zwierzęta rozumieją ludzką mowę.

Jeszcze dawniej

W najstarszych wspomnieniach zamiast choinki był podłaźnik – odwrócony czubek sosny lub jodły, zawieszony pod sufitem. W kącie izby stał snop zboża, podłogę posypywano słomą. Po wieczerzy słomę wynosiło się do sadu, żeby drzewa dobrze rodziły.

Reklama

Prezenty były symboliczne: jabłko, kawałek piernika, czasem gwizdek zrobiony z drewna albo własnoręcznie strugana zabawka. Najważniejsze było to, że wszyscy byli razem.

Święta podczas wojny

Najtrudniejsze były święta w czasie wojny.

- Nie było co ugotować – opowiada pan Antoni. – Mama ugotowała garnek kapusty na wodzie i kilka ziemniaków. To była cała Wigilia.

Choinki często nie było wcale – tylko gałązka sosny wstawiona do słoika. Okna zasłaniano kocami, żeby nie było widać światła świecy. Kolędy śpiewano szeptem.

- Ojciec bał się, że ktoś usłyszy – mówi pani Marianna. – Ale zawsze mówił: choć cicho, ale trzeba zaśpiewać Cichą noc.

Reklama

Prezenty? Czasem kromka chleba posmarowana miodem, czasem jabłko podzielone na czworo, czasem tylko uścisk i ciepła dłoń mamy. - Dostałem drewnianego konika wystruganego z kawałka deski. Spałem z nim pod poduszką – wspomina pan Jan.

Pasterka

Na pasterkę szło się pieszo, nawet kilka kilometrów. Mróz szczypał w policzki, śnieg skrzypiał pod nogami. W kościołach paliły się świece, pachniało żywicą i kadzidłem. Ludzie stali ściśnięci w ławkach, ale czuli wspólne ciepło. Modlono się nie o bogactwo, ale o powrót synów, spokój w domu i koniec strachu.

Reklama

Głos starszego księdza

Ks. Jan, dziś ponad 80-letni kapłan z małej parafii, wspomina: Dawne święta były ciche, ale bardzo głębokie. Ludzie mieli niewiele, ale mieli czas dla Boga i dla siebie nawzajem. Widziałem, jak na pasterce stali obok siebie biedni i bogaci, młodzi i starzy – wszyscy równi przy żłóbku. I myślę, że jeśli dziś czegoś nam brakuje, to właśnie tej prostoty serca.

Dziś

Dziś mamy pełne sklepy i jasne domy. A jednak w wielu sercach wciąż żyje pamięć o tamtych świętach – skromnych, ale prawdziwych. Bo w Świętokrzyskiem święta zawsze były bardziej o ludziach niż o rzeczach.

Aplikacja starachowicki.eu

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 24/12/2025 13:00
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Reklama

Wideo Starachowicki.eu




Reklama