Brak przeprowadzenia kampanii referendalnej przez Radę Miasta, przy pomocy prezydenta, deprecjacja samego głosowania, a także nie do końca prawdziwe i powielane informacje dotyczące kosztów – to zdaniem przedstawicieli stowarzyszenia „Wrażliwi społecznie”, trzy kluczowe czynniki przemawiające za niską frekwencją w lokalnym referendum. Na początku września br. mieszkańcy Starachowic wyrazili swoją opinię w sprawie powstania w mieście tzw. spalarni śmieci.
W referendum, uprawnionych do głosowania było ponad 40 tys. osób. Za budową spalarni opowiedziało się 1889 osób. Ponad 3 tys. było przeciwnych.
Dlaczego głosowanie nie wzbudziło tak dużego zainteresowania, w ważnej dla miasta i jego mieszkańców sprawie? O tym, w analizie i specjalnym oświadczeniu poinformowali w środę (13 listopada), przedstawiciele stowarzyszenia „Wrażliwi społecznie”.
Ich zdaniem do niskiej frekwencji, przyczyniły się trzy, wiążące czynniki. Jeden z nich to brak przeprowadzenia kampanii referendalnej przez Radę Miejską w Starachowicach, przy pomocy prezydenta Starachowic.
– Prezydent Starachowic w piśmie z 13.08.2019 r. adresowanym do Stowarzyszenia w ramach odpowiedzi na apel o przeprowadzenie kampanii referendalnej napisał, że brak jest wyraźnego upoważnienia skutkującego przeniesieniem kompetencji do prowadzenia kampanii referendalnej z RM na prezydenta. Bez takiego upoważnienia organ wykonawczy, nie może wchodzić w kompetencje innego organu. Prezydent zaznaczył, że apel Stowarzyszenia powinien zostać skierowany do Rady Miejskiej. Wobec tego 22 sierpnia br. Zarząd Stowarzyszenia skierował apel o przeprowadzenie kampanii referendalnej do organu stanowiącego. W odpowiedzi przewodniczący RM przyznał, że Rada w zakresie kampanii referendalnej nie podejmowała żadnych decyzji. Na proponowane przez Stowarzyszenie formy kampanii referendalnej (spotkania, opracowanie i dystrybucja materiałów informacyjnych), Rada nie posiadała środków finansowych. Innymi słowy, przewodniczący RM przyznał, że na kampanię referendalną nie przewidziano środków budżetowych. Sytuacja związana z brakiem poczucia odpowiedzialności za przeprowadzenie kampanii referendalnej pomiędzy organami samorządu terytorialnego przypominała pewnego rodzaju ping pong – piszą członkowie organizacji pozarządowej.
Drugi czynnik – zdaniem „Wrażliwych społecznie” to deprecjacja samego referendum.
– Stowarzyszenie prostowało informacje jakoby referendum nie było wiążące. Zarząd stowarzyszenia informował na konferencji prasowej o okoliczności, że gdy referendum jest ważne (frekwencja minimum 30% uprawnionych do głosowania) i rozstrzygające (ponad połowę ważnie oddanych głosów było na jedną z opcji), wówczas referendum staje się wiążące dla gminy – tłumaczyli.
Trzeci argument przemawiający za niską frekwencją, to koszty.
– Stowarzyszenie oszacowało, że koszty referendum nie powinny wynieść więcej niż ok. 53 tys. zł. Ostatecznie Urząd Miejski poinformował, że koszty referendum lokalnego wyniosły 65 744 zł, znacznie mniej niż wcześniej podawał prezydent Starachowic. W komunikacie UM słyszymy, że prezydent starał się zminimalizować koszty i zaoszczędzono kilkadziesiąt tysięcy. Tylko, że od dnia wejścia w życie uchwały o przeprowadzeniu referendum znana była liczba członków miejskiej komisji wyborczej z parytetem (4 osoby od prezydenta, dwie od inicjatora). Gdy dodamy, że zarządzeniem prezydenta Starachowic dokonano ustalenia wysokości diet dla członków komisji, to koszty referendum można było przewidzieć w dniu, gdy się bombastycznie obwieszczało kwotę 100 tys. zł. Stowarzyszenie oczekuje podania do publicznej wiadomości całkowitych wydatków i oszczędności poczynionych na wynagrodzenia oraz umowy zlecenia dla osób obsługujących głosowanie z obszernego 21-osobowego „urzędniczego” zespołu ds. referendum – pisali przedstawiciele stowarzyszenia.